11.10.2014

1. Winna.

"Time won't fly, it's like I'm paralyzed by it
I'd like to be my old self again, but I'm still trying to find it..."*

       Deja vu
       To pierwsze, co przyszło mi na myśl, kiedy tylko stanęłam na murawie szkolnego boiska. Dokładnie jak przed dwoma miesiącami, stałam w tłumie uczniów, a słońce piekło moją skórę przez materiał czarnej sukienki, założonej tym razem nie przez nieuwagę spowodowaną pośpiechem, a przez wzgląd na żałobę po śmierci taty.
       Rozejrzałam się w poszukiwaniu klasy i ruszyłam w stronę machającej do mnie Andrei. Na chwilę odwróciła ode mnie wzrok i zniknęła w tłumie, by za chwilę wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką wyjść mi na powitanie.
       Wielokrotnie zastanawiałam się jakim cudem Andrea i Carmen zostały przyjaciółkami. Różniły się jak woda i ogień, lecz mimo wszystko kochały wielką, siostrzaną miłością. Andrea była niską brunetką o cerze nieco ciemniejszej niż moja. Miała piękne, niemal czarne oczy, pełne usta i okrągłą twarz okalaną burzą gęstych loków. Była zwariowana, niemal zawsze radosna i ciesząca się życiem. To ona wpadała na te najbardziej szalone, a czasem tym samym najgłupsze pomysły. Kochała się bawić, a właściwie po prostu tańczyć. Nie była abstynentką, lecz brak alkoholu nigdy jej nie przeszkadzał. Ufna i otwarta wobec ludzi, bez żadnego skrępowania wyrażała swoje uczucia wobec nich. Carmen natomiast była wysoką, brązowooką szatynką, z sięgającymi połowy pleców, niemal całkowicie prostymi włosami. Skryta w sobie, nieśmiała, cicha. Rzadko cokolwiek mówiła, ale była za to doskonałym słuchaczem. Strasznie przejmowała się problemami swoich przyjaciół, próbowała pocieszać i pomagać, jak tylko mogła, a zarazem wiedziała, kiedy odpuścić. Z nas trzech była najrozsądniejsza i najbardziej odpowiedzialna. Nie zliczę głupot, od których odwiodła mnie i Andreę.
       Bardziej niż ich niezwykła przyjaźń, zaskakiwał mnie jednak fakt, że zaprzyjaźniły się również ze mną. Wiedziałam doskonale, że nigdy z żadną nie będę miała tak wspaniałej więzi, jaka była między nimi dwiema, ale też nigdy nie czułam się przy nich jak piąte koło u wozu. Może to dlatego, że miałam Liama? To był mój najlepszy przyjaciel i nie chciałam, aby ktokolwiek kiedykolwiek zajął jego miejsce. Teraz jednak patrząc na nie żałowałam, że nie mam takiej 'siostry', jak zwykły o sobie mawiać. Oczywiście wiedziałam, że zawsze mogłam na nie liczyć i każda z nich przybiegłaby do mnie w środku nocy, jeżeli tylko bym o to poprosiła, ale nie chciałam, bo wiedziałam, że nigdy nie będę miała okazji się za to odwdzięczyć.
       Przez całe wakacje próbowały wyciągnąć mnie z domu. Dzwoniły, pisały, nawet do mnie przychodziły, ale zawsze znajdowałam sobie wymówkę. Mam wrażenie, że usilnie próbowały wyciągnąć mnie z bagna, w które wpadłam przez zupełny przypadek, ale nie chciałam z niego wyjść, a tylko się w nim zagłębiałam. Nie licząc wyjść do kościoła i na cmentarz oraz kilku wypadów do sklepu, wyszłam z domu tylko raz. Na przyjęcie urodzinowe Carmen. Była moją przyjaciółką, nie mogłam nie przyjść, bo miałam świadomość jak bardzo by ją to zraniło. Pewnie by mnie zrozumiała i nie miałaby do mnie żalu, ale z pewnością byłoby jej przykro. Pamiętam jak ucieszyła się na mój widok. Nie tańczyłam, nie piłam, niewiele rozmawiałam z innymi i spędziłam tam niecałe dwie godziny, ale moja obecność, mimo że krótka, zadowoliła szatynkę.
- Cześć, Bonnie, co słychać? - zapytała Andrea przytulając mnie.
- Wszystko w porządku. - Wymusiłam uśmiech i odsunęłam się od brunetki, by uścisnąć Carmen. - Jak wakacje? - zapytałam, by skierować rozmowę na temat, w którym ja niewiele musiałam mówić.
       Mimo, że Andrea zaczęła paplać jak najęta, czułam w jej głosie nerwowość. Mówiła szybciej niż zwykle i niekiedy plątał jej się język. Pewnie ona również miała problem z prowadzeniem naszej rozmowy. Choć dziewczyny nie dawały tego po sobie poznać, wiedziałam, że dwa miesiące, podczas których nie dało się ze mną rozmawiać, odbiły się na naszej znajomości. Oddaliły się ode mnie, nawet jeśli same tego nie chciały i przypuszczam, że czuły się temu winne, choć jedyną osobą, która była temu winna, byłam ja.
       Wysoki szatyn, który nagle się koło mnie pojawił, wybawił Andreę, która już naprawdę nie miała pojęcia co mówić. Byłam mile zaskoczona, kiedy Harry mnie przytulił, choć zrobił to tak mocno, że miałam trudności z oddychaniem. Jego kręcone, nieco przydługie włosy, łaskotały moją twarz, kiedy oparł swoją głowę na moim ramieniu. Ucieszyłam się, że nasze stosunki pozostały nienaruszone. Przyznam, że obawiałam się, że Harry pozostanie solidarny ze swoim przyjacielem (stojącym teraz około trzy metry od nas i udającym, że nas nie widzi) i będzie mnie unikał.
- Jak się masz, Bonnie? Dawno cię nie widziałem! Wróciłaś do naturalnego koloru włosów? - Posłał mi uśmiech, którego szczerość można było rozpoznać po jego radosnych, zielonych oczach
- Tak, tak jakoś znudził mi się rudy - skłamałam.
       Farbowałam włosy, odkąd zaczęłam naukę w liceum, lecz po śmierci taty, doszłam do wniosku, że to zbyt krzykliwy kolor jak dla mnie. Pasował do dawnej Bonnie, wesołej, beztroskiej, zadowolonej z życia, ale nie do tego czegoś, czym teraz byłam. Jeszcze przed pogrzebem poszłam do fryzjera i wyszłam od niego z ciemnymi włosami sięgającymi ramion.
- Pasują ci. - Uśmiechnął się, po czym nachylił się do niższej od niego o dwie głowy, Andrei. Kiedy przywitał się z Carmen, nie mieliśmy już okazji rozmawiać, gdyż  dyrektor zaczął przemówienie, którego zapewne nikt, pomijając oczywiście nauczycieli, nie słuchał.
       Podążyłam wzrokiem za Harrym, który zdecydował się wrócić tam, gdzie stał zanim przyszedł się z nami przywitać. Kiedy stanął obok Liama, moje oczy niemal automatycznie powędrowały na dawnego przyjaciela. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, po czym odwrócił twarz. Ja skupiłam swoją uwagę na dyrektorze i więcej się nie odwróciłam, gdyż widok tych ciepłych, brązowych oczu, połączony ze świadomością, że dla mnie będą już zawsze obce, bolał zbyt mocno.

       Po opuszczeniu budynku szkoły, choć myślałam, że to już niemożliwe, moje serce pękło po raz kolejny, ponieważ znów się zawiodłam. Gdy dyrektor skończył mówić, udaliśmy się do klas po plany zajęć. Musieliśmy usiąść w ławkach, i choć wydawało mi się, że byłam na to przygotowana, zabolało mnie okropnie, gdy zauważyłam, że Liam zajmuje miejsce obok Harry'ego. Spodziewałam się tego, ale w głębi serca miałam cichą nadzieję, że zostanie ze mną i pozostanie między nami choć nikły kontakt. Pocieszałam się myślą, że mam przed sobą Carmen i Andreę, więc nie pozostałam całkiem sama, jednak nie łagodziło to bólu po stracie osoby, która przez niemal całe życie była mi najbliższym człowiekiem na ziemi.
- Bonnie, może wybierzesz się z nami na lody? Tak na pożegnanie lata... - zaproponowała Andrea, gdy szłyśmy we trójkę w stronę furtki.
- Dziękuję, ale może innym razem. Mama była na rozmowie kwalifikacyjnej i chcę wiedzieć jak jej poszło. - Uśmiechnęłam się.
- Twoja mama idzie do pracy? - zapytała wyraźnie zaskoczona brunetka.
      Moja mama dotąd zajmowała się domem, jednak po śmierci taty była zmuszona poszukać zarobku.
- Tak, musiała - odparłam cicho.
- A gdzie poszła na tę rozmowę? - Carmen zapewne jak zwykle, chciała załagodzić gafę popełnioną przez jej przyjaciółkę.
- Do szpitala, szukają sprzątaczki.
- To nieźle, moja ciocia tam pracowała i w sumie dużo czasu spędzała w domu. Tyle, że często miała nocne zmiany.
      Uśmiechnęłam się, okazując tym samym wdzięczność, za próby pocieszenia mnie, których ja pewnie miałam nie dostrzec.
- Może pójdziemy w sobotę na zakupy? A potem na jakąś kawę czy coś... - Ton mojego głosu zmieniał się, kiedy zauważyłam jak Andrea i Carmen wymieniają spojrzenia. Tym razem naprawdę nie mogłam z nimi iść, a nie chciałam ich odtrącać. Nie pomyślałam, że teraz to one mogą odtrącić mnie.
- Co powiesz na piątek? - zapytała Carmen. - W sobotę są urodziny Liama...
- Właśnie nie rozumiem, przecież miał cię zapro...Ałć! - Andrea urwała, kiedy szatynka trąciła ją łokciem w żebra.
- Nieważne, i tak bym nie poszła - powiedziałam. To prawda, ale i tak było mi przykro. - Piątek mi pasuje. - Wymusiłam uśmiech, pożegnałam się z nimi i rozeszłyśmy się. One do centrum miasta, ja w stronę domu. Chwilę potem ktoś zasłonił mi rękoma oczy. Zamiast w jakikolwiek sposób zareagować, po prostu stałam zastanawiając się kim może być osoba stojąca za mną.
- Zgadnij kto to!
      Usłyszałam znajomy głos i, po raz pierwszy od dwóch miesięcy, na moich ustach pojawił się szczery uśmiech.
- Zayn! - krzyknęłam, nie mogąc pohamować radości i rzuciłam się w ramiona bruneta.
       Zayn był moim kuzynem, lecz traktowałam go jak rodzonego brata. Ucieszył mnie jego widok, lecz jednocześnie byłam zaskoczona. Po ukończeniu szkoły, postanowił poszukać szczęścia w wielkim mieście i wyjechał do Londynu. Wielokrotnie rozmawiałam z nim przez telefon i wydawało mi się, że zostanie tam na stałe. Znalazł dobrze płatną pracę, miał gdzie mieszkać, gdyż jego matka wraz ze swoim drugim mężem chętnie przyjęli go do domu. Nie rozumiałam zatem dlaczego wrócił do Newcastle. Co prawda, chciał to zrobić, gdy tylko dowiedział się o śmierci mojego taty i zerwaniu z Liamem, jednak zapewniłam go, że dam sobie radę i nie ma sensu, aby rezygnował ze wszystkiego, co z takim trudem osiągnął.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, nadal uśmiechając się jak głupia. - Wydawało mi się, że ci tam dobrze.
- Bonnie, miałem dobrą pracę i to jedyny pozytyw pobytu tam. Jeszcze jeden dzień i bym tam zwariował. Matka i ten jej Bob cały czas się kłócą, a ludzie tam to albo nadęci bogacze, albo bandyci, rzadko kto jest normalny. Wolę moje spokojne życie tutaj.
- Pewnie wujek się ucieszył. - Ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Daj spokój. - Uśmiechnął się. - Aż mam wyrzuty sumienia, że go zostawiłem. Zanim wyjechałem, mówił, że robię dobrze, że tam mnie czeka lepsza przyszłość, ale chyba po prostu nie chciał robić mi przykrości. Dość o mnie. Jak ty się trzymasz, Bonnie? Słyszałem, że całe wakacje przesiedziałaś w domu, nie chcesz jeść i z nikim nie rozmawiasz.
       Mogłam się spodziewać, że Zayn zaraz zacznie wypytywać o mnie. Nigdy nie lubił zbyt wiele o sobie mówić, nawet mi. Czasem miałam wrażenie, że jest męską wersją Carmen, ale Carmen mimo wszystko była rozsądniejsza. Zayn nie był taki ułożony, robił czasem głupie rzeczy i nie zawsze umiał zapanować nad nerwami, ale mimo wszystko był dobrym chłopakiem. Jestem pewna, że potwierdziłaby to każda osoba, która miała okazję go poznać.
- Mama ci już doniosła? Jak widzisz nie schudłam. To prawda, nie mam apetytu, ale jem. Może mniej niż wcześniej, ale jem i rozmawiam z innymi, mama przesadza - mruknęłam niezadowolona, że muszę mówić o sobie.
- Nie tylko od twojej mamy to słyszałem, Bonnie, ale weź pod uwagę, że jej też jest ciężko. Straciła męża, idzie do pracy po tylu latach siedzenia w domu i jeszcze musi patrzeć, jak jej córka się załamuje i nie daje sobie pomóc.
- Wiem, Zayn, ale ja naprawdę potrzebuję czasu, zanim dojdę do siebie. Nie przyspieszę tego. - Westchnęłam.
- Nie przyspieszysz, ale siedzenie w domu też nie pomoże.
       Przez chwilę szliśmy w ciszy.
- A co z Liamem?
- Nic - odpowiedziałam szybciej niż powinnam.
- To, że się rozstaliście nie musi oznaczać, że... - zaczął, ale nie wytrzymałam i przerwałam mu krzykiem.
- Zayn, ja naprawdę mam głęboko gdzieś, że on ze mną zerwał, ale to, do cholery, był mój najlepszy przyjaciel i zostawił mnie w najgorszym momencie życia! Przez całe wakacje, kiedy ja wylewałam łzy z tęsknoty za tatą, nawet się do mnie nie odezwał, był tylko kolejnym powodem tego, że czułam się źle! Jeżeli chciałam się komuś wypłakać na ramieniu, to właśnie jemu, tyle że on tego nie chciał, więc wybacz, Zayn, ale teraz nie będę się go prosiła, żeby łaskawie chciał się ze mną kolegować! Nie potrzebuję przyjaciół, którzy są ze mną tylko, kiedy jest fajnie, a potem znikają! Może tego nie widać, ale czuję się lepiej niż dwa miesiące temu. Nadal mnie boli, że już się nie przyjaźnimy, ale mniej. Zaczęłam się z tym oswajać i teraz nie będę się wracała, bo choćby nie wiem co, nie zaufam mu, tak jak ufałam kiedyś. Nie zaufam mu ponownie, bo nie przeżyłabym, gdybym musiała przechodzić znów przez to samo. - Choć bardzo się starałam, nie mogłam powstrzymać łez. Po chwili nie wytrzymałam i zaczęłam szlochać. Coś we mnie pękło. Wypowiedzenie tego wszystkiego na głos, było jak obietnica, której nie dało się cofnąć. Bardzo chciałam się tego wyprzeć, ale w moim sercu wciąż tkwiła nadzieja, że będzie jak kiedyś, choć rozum wiedział, że to niemożliwe.

      Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Cały czas wpatrywałam się w chodnik, zawstydzona moim nagłym wybuchem szczerości. Jednocześnie czułam się lepiej. Wraz ze łzami, z mojego ciała wypłynęła również złość. Wiedziałam, że wróci, lecz każda chwila lepszego samopoczucia była dla mnie prawdziwym skarbem. Kiedy mama zobaczyła Zayna, aż popłakała się z radości. Jej chrześniak musiał powtórzyć wszystko, co powiedział wcześniej mi, ze szczegółami, o które ja, w przeciwieństwie do niej, nie pytałam. Przy okazji dowiedziałam się, że Zayn znalazł pracę w salonie tatuażu. Niestety znajdował się on na najbardziej szemranej ulicy w mieście, co nie spodobało się ani mi, ani mamie. 
       Jak się okazało, rozmowa kwalifikacyjna poszła mojej rodzicielce dobrze i już od przyszłego tygodnia miała stawić się w szpitalu. Jestem pewna, że zupa bruneta ostygła całkowicie, zanim wreszcie skończyły się pytania do niego. Niestety przyszła kolej na mnie. Musiałam się wyspowiadać z pierwszego dnia w szkole. Powiedziałam tylko, że rozmawiałam z Andreą i Carmen i mamy spotkać się w piątek. Mama ucieszyła się, bo "robię postępy" i "wreszcie się za siebie wzięłam, one tak za mną tęskniły, dzwoniły dniami i nocami". Wywróciłam jedynie oczami. Owszem, martwiły się, ale... moja mama to po prostu bajkopisarz. 

       Było już dość późno, kiedy wyszłam z Brunem na spacer. Bruno był kremowym kundelkiem, którego dostałam ponad pięć lat temu od taty. Zdobył moje serce w chwili, kiedy tylko ujrzałam go po raz pierwszy, lecz w te wakacje przywiązałam się do niego jeszcze bardziej. O nic nie pytał, po prostu kładł się na łóżku obok mnie, a ja mogłam wtulić się w jego sierść i wypłakać. To, że był prezentem od taty również miało dla mnie duże znaczenie.
        Ze względu na moje dwumiesięczne odizolowanie od świata, dzisiejszy dzień był dla mnie ciężki i potrzebowałam ciszy i spokoju. Pożegnałam się  z moimi planami, kiedy zobaczyłam w parku Liama. On zresztą również mnie zauważył. Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam w drogę powrotną. Chłopak był bowiem dla mnie jak przycisk 'replay'. Kiedy tylko na niego spojrzałam, wracałam wspomnieniami do dwudziestego siódmego czerwca. Może nawet nie tyle widok Liama sprawiał, że wszystko mi się przypominało, a fakt, że nie mogę z nim porozmawiać. Wtedy dochodziło do mnie dlaczego tak jest, a stąd niedaleko już było do tego, by moja wyobraźnia odtworzyła obraz mojej zalanej łzami mamy klęczącej na podłodze. 

       Mimo wszystko, przysięgam, wiele bym oddała za to, byśmy mieli relacje choć w jednej dziesiątej takie jak dawniej, lecz z pewnością nie miałam siły walczyć o to sama.

*"All Too Well" ~ Taylor Swift

~*~
Witam! 

Wyobraźcie sobie, że napisałam ten rozdział dziesiątego sierpnia. Przyznam, że jak na razie pisze mi się na WLIL wspaniale i mam już skończonych siedem rozdziałów, więc jak będziecie ładnie komentować, to może zacznę je publikować co tydzień, nie co dwa, jak zamierzałam na początku.
Módlcie się, żeby moja dobra passa się nie skończyła, bo szkoła mnie wykańcza, na dodatek wczoraj rozpoczęłam kurs na prawo jazdy, więc będę teraz dość zajęta.
Rozdział z dedykacją dla Kingi, która przeczytała prolog z mojego telefonu, choć wcale go jej nie dawałam, i jej się spodobało, hehe.
Przypominam o zakładce 'Czytelnicy'.
Do napisania :) xx

5 komentarzy:

  1. Brakowało mi Twojego pisania. Zapomniałam już, jak wspaniale to robisz :) Powiem szczerze, że dziwnie mi się czyta sceny z Liamem. To pewnie dlatego, że tak naprawdę mało o nim wiemy i moje wyobrażenia kolidują z jego zachowaniem. Zresztą to dziwne czytać coś z perspektywy osoby rzuconej przez Liama, lol. No bo Liam. Wybacz mi bezsensowność mojej wypowiedzi, ale jest sobota, a ja się nie wyspałam i ogólnie mam kiepski dzień. A to przecież sobota! Wracając do tematu, musisz się postarać, bym przestała na widok imienia ''Andrea'' widzieć kościotrupią sekretarkę pana Di Carlo, tudzież kochankę wszystkich mężczyzn z ów rodziny. Niemniej jednak ta Andrea przypomina mi Caroline z pierwszych sezonów TVD, zdecydowanie. Znalazłaś wymarzoną pracę dla Zayna, brawo! Nie mogę się doczekać rozdziału drugiego, co ma swoje dwa dna. Komentujcie więc, ludzie, i motywujcie naszą Anię! :)
    Niech szkoła i inne obowiązki nie pozwolą Ci stracić tej pięknej przyjemności, jaką jest pisanie. Pozdrawiam cieplutko! x
    / forbidden-feeling

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz wspaniały styl pisania. Trudno się od tego oderwać, poważnie xd
    Zayn i tatuaże to jest para idealna :-)
    Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny ;-)
    Pozdrawiam :-*

    Zapraszam do siebie, jeśli chcesz :-)
    http://right-now-one-direction.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. NIENAWIDZĘ GDY TO SIĘ DZIEJE, JA PIERDOLE KURWA MAĆ ._. przepraszam musiałam. Napisałam Ci tak długi komentarz, wyjebany w kosmos, że aż byłam z niego dumna i .... oczywiście się nie dodał, bo mój komputer uznał, że nie jestem zalogowana. GÓWNO PRAWDA KUPO ZŁOMU! bo teraz sam odkrył, że jestem zalogowana, bo prostu ręce opadają. A teraz spróbuję przywołać poprzedni komentarz, uwaga:
    Witam Cię, w to szare, sobotnie, zasmarkane (wciąż) popołudnie. W końcu udało mi się tutaj zawitać, pomijając rozdziały, które od sierpnia czekają na to bym na nie zajrzała przeczytała i skomentowała, ale ja zawsze muszę robić to inaczej niż zaplanowałam.
    Więc tak, mówiłaś mi, że czytałam ten blog i nawet miałaś dowód, wiec nie rozumiem... Jakim cudem tego nie pamiętam! Takiego stylu nie powinno się zapomnieć, a tym bardziej pominąć. HALO LUDZIE GDZIE WY BŁĄDZICIE?
    Bardzo podoba mi się to jak przedstawiłaś dwie bohaterki. A mianowicie: Carmen i Andrea. A ich połączenie przyjaźni jest bombowe każdy by tak chciał. Zazdroszczę Bonnie, że nie czuje się przy nich jak piąte koło u wozu, a dziewczyny podziwiam za to, że potrafią przyjąć jeszcze kogoś pod swoje ramiona. Szkoda tylko, że istnieją w opowiadaniu, takich ludzi przydałoby się więcej w realnym świecie, bo przynajmniej ja nigdy nie spotkałam takich miłych przypadków.
    Ciesze się, że Bo (nie chce mi się pisać całego imienia) postanowiła, nawet jeśli z powodu lekkich wyrzutów sumienia, ale jednak, że postanowiła wyjść ze swojego ukrycia. hip hip hura.
    Trochę szkoda, że jedna z dziewczyn zamiast najpierw pomyśleć to mówi, ale i ta pewnie by się o tej urodzinowej imprezie dowiedziała. I moja kochana Bonnie, przykro mi to mówić, ale kłamstwo tu nic nie daje. To logiczne, że jest ci przykro, że nie jesteś zaproszona i to naturalne, nie musiałaś wciskać kitu, bo one na pewno to wiedzą.
    Yah, Harry mistrzem! Gratulację za odwagę, może chęć utarcia nosa Liamowi? To naprawdę miłe, że do niej podszedł i zachował się jak ktoś kto hm, prawdopodobnie nie do końca może rozumie zachowanie Liama? Na miejscu Bo, czułabym się mile połechtana i miała ochotę pokazać coś Paynowi, no ale bohaterka nie jest mną. (nie oszukujmy się, nie zrobiłabym tego, bo nie jestem taka xD)
    To takie smutne, że Liam ma tutaj trochę inną rolę niż wszędzie. Zawsze jest, słodki, kochany, wspaniały, miły, szarmancki a tu bach. Jednak nie. Zaskoczenie i to przyjemne, ale kto wie dlaczego właściwie zostawił Bonnie, co za tym się kryje. To smutne, że gdy na niego patrzy wszystko jej się przypomina, bo to znaczy że naprawdę był dla niej ważny, w końcu zawsze przyjaciele są ważni i po rozstaniach nie potrafimy na nich długo spoglądać.
    Jest też i Zayn, kochany kuzyn który zjawia się jak wujek dobra rada, chcąc pomóc naszej Bo. Oby się udało pozbierać ją do kupy. Pracę to wymyśliłaś dla niego idealną, xd
    Dobrze, mniej więcej chyba jest tak jak napisałam, może z ulepszeniem (albo pogorszeniem xd) ale jest. Dziękuje Ci za wspaniały rozdział! I trzymam mocno kciuki za kolejnym!
    >> followyourheart-ff

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na więcej, ciekawie się zapowiada.
    tylko zastanawiam się kto będzie głównym chłopakiem haha
    pozdrawiam .x

    OdpowiedzUsuń