"You know how the time flies
Only yesterday was the time of our lives..."*
Sama byłam zaskoczona własnym postępowaniem, ale postanowiłam iść na urodziny Liama. Podjęcie decyzji nie było dla mnie łatwe, ale dla Alex i Andrei owszem. Przekonywały mnie, że powinnam spróbować naprawić z nim relacje, bo inaczej później bym tego żałowała. Zawsze mogłam się z tego wycofać, a jeśli powiedziałabym 'nie' od razu, nie byłoby już odwrotu. Oczywiście teoretycznie był, ale każdy, kto mnie znał, wiedział, że przyznawanie się do błędów nie przychodziło mi z łatwością i prędzej wylewałabym kolejne hektolitry łez z tęsknoty, niż poszła do chłopaka i powiedziała, że zmieniłam zdanie. Carmen radziła mi to samo, lecz nie naciskała, a po prostu prosiła bym wszystko dobrze przemyślała.
Mimo, że znałam Alex dopiero od paru dni, byłam z nią naprawdę blisko, biorąc pod uwagę to, jak niewiele czasu spędziłyśmy razem. Może to dlatego, że w środę musiałam jej opowiedzieć o całej sprawie z Liamem? Potrzebowałam się komuś zwierzyć, a ponieważ ona i nasza trójka, stałyśmy się nierozłączne, powiedziałam jej wszystko. W głębi serca czułam, że mogę jej zaufać. W kilka dni zdobyła sympatię całej klasy. Każdy ją uwielbiał, a i tak spędzała większość czasu z nami. Ze mną. Osobą, ostatnimi czasy mającą problemy z komunikowaniem się z ludźmi.
Kiedy wciąż zastanawiałam się co zrobić, wszystkie trzy zmówiły się przeciw mnie i powiedziały, że jeżeli zostanę w domu, przyjadą do mnie i zrobimy sobie babski wieczór. Nigdy nie byłam mściwą osobą, a nieobecność całej naszej czwórki na urodzinach Liama, bardzo by go zraniła i nie mogłam na to pozwolić. Był dla mnie zbyt ważny, a nawet gdyby nie był... nienawidziłam sprawiać innym przykrości.
Odniosłam wrażenie, że dziewczyny chciały w ten sposób pokazać, że stoją po mojej stronie, a nie potrzebowałam tego. Nie prowadziłam z Liamem wojny, więc nie musiałam też zbierać przeciw niemu wojska.
Kiedy wciąż zastanawiałam się co zrobić, wszystkie trzy zmówiły się przeciw mnie i powiedziały, że jeżeli zostanę w domu, przyjadą do mnie i zrobimy sobie babski wieczór. Nigdy nie byłam mściwą osobą, a nieobecność całej naszej czwórki na urodzinach Liama, bardzo by go zraniła i nie mogłam na to pozwolić. Był dla mnie zbyt ważny, a nawet gdyby nie był... nienawidziłam sprawiać innym przykrości.
Odniosłam wrażenie, że dziewczyny chciały w ten sposób pokazać, że stoją po mojej stronie, a nie potrzebowałam tego. Nie prowadziłam z Liamem wojny, więc nie musiałam też zbierać przeciw niemu wojska.
W piątek po szkole poszłyśmy na zakupy. Kupiłam tylko sukienkę i buty, ale ze względu na moje towarzyszki, musiałam oprócz sklepów odzieżowych i obuwniczych odwiedzić również wszystkie kosmetyczne i wiele innych, gdyż jak się okazało, Andrea nadal nie miała prezentu dla Liama. Po obejściu całego miasta, postanowiła kupić mu zegarek, po który musiałyśmy wracać na drugi koniec Newcastle. W międzyczasie postanowiłyśmy zrobić mu również album. Pomysł wydawał się być świetny, tak więc zaczęłyśmy wydzwaniać do wszystkich znajomych po kolei i prosiłyśmy o ich zdjęcia z Liamem, wraz z datami ich wykonania, ponieważ miałyśmy w planach wklejenie ich chronologicznie, od czasów, kiedy blondyn był małym bobasem, do dzisiejszego dnia, kiedy to był już pełnoletni. Jak się okazało, porwałyśmy się z motyką na słońce.
O godzinie ósmej rano w sobotę, byliśmy już w domu Horanów, lecz gromadzenie zdjęć i robienie odbitek zajęło nam mnóstwo czasu. O osiemnastej miałyśmy stawić się u solenizanta, więc już sześć godzin wcześniej zaczęłyśmy panikować, że się nie wyrobimy. W dużej części pomógł nam Niall, który jeździł co chwila do fotografa i cierpliwie czekał tam na kopie zdjęć. Z układaniem ich chronologicznie (oczywiście połowę dat musieliśmy zgadywać) również nam pomógł, czym byłam zaskoczona. Moje zdziwienie minęło dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam zdjęcie przedstawiające brata Alex z Liamem. I to stare zdjęcie. Jak się okazało zarówno Niall, jak i jego siostra znają blondyna od ładnych paru lat. Ich babcie są sąsiadkami i widywali się co roku, kiedy to rodzeństwo przyjeżdżało do pani Horan, a Liam do ciotki, która mieszkała z mężem i córką u jego dziadków. Wtedy mój mózg się obudził i przypomniało mi się, że Liam rzeczywiście mówił mi kiedyś o jakimś chłopaku z Londynu.
O godzinie ósmej rano w sobotę, byliśmy już w domu Horanów, lecz gromadzenie zdjęć i robienie odbitek zajęło nam mnóstwo czasu. O osiemnastej miałyśmy stawić się u solenizanta, więc już sześć godzin wcześniej zaczęłyśmy panikować, że się nie wyrobimy. W dużej części pomógł nam Niall, który jeździł co chwila do fotografa i cierpliwie czekał tam na kopie zdjęć. Z układaniem ich chronologicznie (oczywiście połowę dat musieliśmy zgadywać) również nam pomógł, czym byłam zaskoczona. Moje zdziwienie minęło dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam zdjęcie przedstawiające brata Alex z Liamem. I to stare zdjęcie. Jak się okazało zarówno Niall, jak i jego siostra znają blondyna od ładnych paru lat. Ich babcie są sąsiadkami i widywali się co roku, kiedy to rodzeństwo przyjeżdżało do pani Horan, a Liam do ciotki, która mieszkała z mężem i córką u jego dziadków. Wtedy mój mózg się obudził i przypomniało mi się, że Liam rzeczywiście mówił mi kiedyś o jakimś chłopaku z Londynu.
Z trudem wyrobiliśmy się z albumem, ale nie ma słów by wyrazić dumę, jaką czuła nasza piątka podpisując się pod życzeniami na przyklejonej do tylnej okładki albumu kartce. Biegiem ubierałyśmy się i malowałyśmy, podczas gdy Niall zdążył zrobić obiad, przespać się, przebrać i jeszcze musiał na nas czekać. Kategorycznie przeciwstawił się swej siostrze i odmówił jechania samochodem, tłumacząc, że nie będzie mógł pić, jeśli będzie miał potem prowadzić. Dziewczyny były przerażone tą perspektywą, gdyż miały na nogach wysokie szpilki, a do Payne'ów szło się stąd dobre czterdzieści minut. Nie śmiały jednak rozpocząć dyskusji z chłopakiem, którego poznały zaledwie kilka godzin temu. Uśmiechnęłam się spoglądając wymownie na moje czółenka, których grube obcasy mierzyły jedynie po siedem centymetrów, przez co zostałam obrzucona nienawistnymi spojrzeniami przez moje towarzyszki. Wyszliśmy na zewnątrz, lecz kiedy Adndrea w trybie ekspresowym (zjechała tyłkiem po schodach) dostała się na ułożoną z kamienia dróżkę przed domem Horanów, chłopak zlitował się i zawrócił do mieszkania po kluczyki.
Niall odjechał odstawić samochód, a my stałyśmy pod dębowymi drzwiami piętrowego domu Payne'ów, czekając aż ktoś nam otworzy. Już po kilku sekundach przed naszymi oczami pojawił się blondyn. Rozpromienił się na nasz widok, po czym zaczęłyśmy wspólnie składać mu życzenia. Było mi to na rękę, bo nie musiałam wiele mówić, a gdybym miała ułożyć je sama, byłaby to jakaś wyklepana formułka, gdyż nie umiałabym wymyślić dla Liama czegoś szczerego. Miałam pustkę w głowie. Kiedy mnie uścisnął poczułam się dziwnie. Jeszcze niedawno myślałam, że tego właśnie mi brakowało przez ostatni czas... Wsparcia najlepszego przyjaciela, ale teraz... stałam wtulona w niego, ale było to jak przywitanie kogoś, kto był ci bliski, lecz potem nie widzieliście się masę czasu i teraz jest ci miło, że go spotykasz, ale nie poczułabyś też wielkiej straty, gdyby do tego nie doszło. Zakuło mnie serce, bo w tej właśnie chwili uświadomiłam sobie, że nasza przyjaźń była piękną relacją trwającą ponad siedemnaście lat, która mimo tego, że wydawała się silna, minęła bezpowrotnie.
- Cieszę się, że jednak przyszłaś - powiedział uśmiechając się.
Jego brązowe oczy znów wydawały się ciepłe i przyjaźnie do mnie nastawione. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego w duchu dziękowałam Alex, która zwróciła się właśnie do Liama, tłumacząc dlaczego jej brat się jeszcze nie zjawił. Skorzystałam z okazji i dołączyłam do Carmen i Andrei, które kierowały się w stronę stołu.
- Bonnie! Wieki cię nie widziałem!
Usłyszałam za sobą znajomy głos i odwróciłam się w stronę niebieskookiego szatyna.
- Lou! - zawołałam entuzjastycznie, przyznam, trochę udając. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy rozmawiałam jedynie z mamą, czasem dzwonił do mnie Zayn i kilkukrotnie odwiedziły mnie przyjaciółki, których jednak unikałam. Odzwyczaiłam się od ludzi. Nie tęskniłam za nimi tak, jak oni zdawali się tęsknić za mną. Byłam jak obudzona ze śpiączki. Wakacje minęły mi w mgnieniu oka, ale przecież inni żyli normalnie i dla nich sześćdziesiąt dni to jednak kawał czasu.
Chłopak mocno mnie przytulił, kiedy do niego podeszłam. Poznałam Louisa dwa lata temu, na początku liceum. Wydawał się wiecznie uśmiechniętą osobą, robiącą sobie żarty ze wszystkiego, nawet kiedy było to naprawdę niewłaściwie. Myślałam, że nie potrafi być poważny, jednak bardzo się, co do niego myliłam. Kiedy zmarł mój tata, Tommo był pierwszą osobą, która mnie odwiedziła i po tym, jak łzami zamoczyłam mu całą bluzę, zaoferował się, że gdybym czegoś potrzebowała, mogę na niego liczyć. Na pogrzebie stał zaledwie kilka metrów za mną i muszę przyznać, że dzięki niemu, Carmen i Andrei obok, nie czułam się z tym wszystkim sama.
Siedziałam samotnie na krześle i z nudów zaczęłam mieszać czerwoną słomką mój sok pomarańczowy. Wszyscy już dawno znaleźli się na parkiecie, przez co czułam się skrępowana, gdyż jako jedyna nie opuszczałam mojego miejsca.
Niall odjechał odstawić samochód, a my stałyśmy pod dębowymi drzwiami piętrowego domu Payne'ów, czekając aż ktoś nam otworzy. Już po kilku sekundach przed naszymi oczami pojawił się blondyn. Rozpromienił się na nasz widok, po czym zaczęłyśmy wspólnie składać mu życzenia. Było mi to na rękę, bo nie musiałam wiele mówić, a gdybym miała ułożyć je sama, byłaby to jakaś wyklepana formułka, gdyż nie umiałabym wymyślić dla Liama czegoś szczerego. Miałam pustkę w głowie. Kiedy mnie uścisnął poczułam się dziwnie. Jeszcze niedawno myślałam, że tego właśnie mi brakowało przez ostatni czas... Wsparcia najlepszego przyjaciela, ale teraz... stałam wtulona w niego, ale było to jak przywitanie kogoś, kto był ci bliski, lecz potem nie widzieliście się masę czasu i teraz jest ci miło, że go spotykasz, ale nie poczułabyś też wielkiej straty, gdyby do tego nie doszło. Zakuło mnie serce, bo w tej właśnie chwili uświadomiłam sobie, że nasza przyjaźń była piękną relacją trwającą ponad siedemnaście lat, która mimo tego, że wydawała się silna, minęła bezpowrotnie.
- Cieszę się, że jednak przyszłaś - powiedział uśmiechając się.
Jego brązowe oczy znów wydawały się ciepłe i przyjaźnie do mnie nastawione. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego w duchu dziękowałam Alex, która zwróciła się właśnie do Liama, tłumacząc dlaczego jej brat się jeszcze nie zjawił. Skorzystałam z okazji i dołączyłam do Carmen i Andrei, które kierowały się w stronę stołu.
- Bonnie! Wieki cię nie widziałem!
Usłyszałam za sobą znajomy głos i odwróciłam się w stronę niebieskookiego szatyna.
- Lou! - zawołałam entuzjastycznie, przyznam, trochę udając. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy rozmawiałam jedynie z mamą, czasem dzwonił do mnie Zayn i kilkukrotnie odwiedziły mnie przyjaciółki, których jednak unikałam. Odzwyczaiłam się od ludzi. Nie tęskniłam za nimi tak, jak oni zdawali się tęsknić za mną. Byłam jak obudzona ze śpiączki. Wakacje minęły mi w mgnieniu oka, ale przecież inni żyli normalnie i dla nich sześćdziesiąt dni to jednak kawał czasu.
Chłopak mocno mnie przytulił, kiedy do niego podeszłam. Poznałam Louisa dwa lata temu, na początku liceum. Wydawał się wiecznie uśmiechniętą osobą, robiącą sobie żarty ze wszystkiego, nawet kiedy było to naprawdę niewłaściwie. Myślałam, że nie potrafi być poważny, jednak bardzo się, co do niego myliłam. Kiedy zmarł mój tata, Tommo był pierwszą osobą, która mnie odwiedziła i po tym, jak łzami zamoczyłam mu całą bluzę, zaoferował się, że gdybym czegoś potrzebowała, mogę na niego liczyć. Na pogrzebie stał zaledwie kilka metrów za mną i muszę przyznać, że dzięki niemu, Carmen i Andrei obok, nie czułam się z tym wszystkim sama.
Siedziałam samotnie na krześle i z nudów zaczęłam mieszać czerwoną słomką mój sok pomarańczowy. Wszyscy już dawno znaleźli się na parkiecie, przez co czułam się skrępowana, gdyż jako jedyna nie opuszczałam mojego miejsca.
- Zatańczysz?
Podskoczyłam zlękniona głosem Liama. Oderwałam wzrok od szklanki i spojrzałam na blondyna.
- Dziękuję, nie tańczę.
Odsunął krzesło i usiadł obok mnie.
- Bonnie, znałem twojego tatę całe życie i jestem przekonany, że nie chciałby, żebyś smuciła się przy stole, podczas gdy wszyscy inni się bawią.
Nie chciałby też, żeby po jego śmierci mój najlepszy przyjaciel mnie zostawił, pomyślałam, ale nie wypowiedziałam tych słów na głos. Nie chciałam robić mu przykrości, jak i również nie czułam potrzeby mówienia mu tego. Zapewne gdybym nadal czuła żal po zniszczeniu tego, co między nami było i gdyby w moim sercu nadal zajmował miejsce należne najbliższej osobie, powiedziałabym mu o moich odczuciach. Teraz jednak, kiedy pogodziłam się z myślą, że to wszystko minęło i nie wróci, nie widziałam sensu mówienia mu o tym. Takie rzeczy były zarezerwowane dla przyjaciół, a on, niestety, już się do tej grupy nie kwalifikował. Cóż za ironia losu! Gdyby był mi bliski właśnie bym go zraniła, a że było inaczej, patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
- Chodź. - Wstał i pociągnął mnie za rękę.
Westchnęłam w odpowiedzi i podążyłam za nim. Nie chciałam się sprzeczać, bo wiedziałam, że w nerwach mogłabym powiedzieć coś, czego później bym żałowała, lecz szłam tam z ciężkim sercem. Nie powinnam się bawić, kiedy od śmierci mojego taty minęły dopiero dwa miesiące.
Wydawało mi się, że pogodziłam się z tym, że Liam nie był już moim najlepszym przyjacielem, ale podczas powolnego tańca do "Someone Like You" Adele, z trudem hamowałam łzy. Do tego roku nie miałam żadnych zastrzeżeń do naszej przyjaźni. Była idealna. Owszem, kłóciliśmy się czasem, nawet dość często, ale poza tym był on jak kawałek mojej duszy. Znaliśmy się od urodzenia, wszystkie swoje sekrety i każdą troskę dzieliliśmy wspólnie. Teraz wszystko zostało zaprzepaszczone i mimo, że słowa piosenki głosiły, że ktoś kiedyś zastąpi jego miejsce, wiedziałam, że tak nie będzie. Nie będę miała żadnego innego przyjaciela z dzieciństwa, który znałby historię całego mojego życia na pamięć. Może pojawi się ktoś nowy, ale czy miałam siłę na budowanie wszystkiego od początku? Powtarzać każde słowo, które kiedyś wyszło z moich ust w rozmowie z Liamem? I skąd miałam wiedzieć komu mogę zaufać?
Przyjęcie doszło już do tego punktu, którego nie lubiłam i chciałam wracać do domu. Alkohol rozplątał język nawet Zaynowi, który teraz paplał o nie wiadomo czym. Nie przepadałam za piciem, więc zaczynało mnie już denerwować ciągłe tłumaczenie, żeby mi nie polewać. Kiedy jednak Louis chwytał za butelkę, moje słowa nie miały dla niego znaczenia. Już zamierzałam mu coś powiedzieć, kiedy poczułam, jak ktoś łapie moją prawą rękę. Może nie byłabym w takim szoku, gdyby nie fakt, że po mojej prawej stronie siedział brat Alex, a nie znałam go przecież zbyt dobrze, więc czemu mnie w ogóle dotykał?
- Mogę cię prosić? - zapytał nad moim uchem, gdyż muzyka grała tak głośno, że inaczej pewnie w ogóle bym go nie usłyszała. Po jego błyszczących, niebieskich oczach od razu można było poznać, że nie jest trzeźwy.
Nie podobała mi się perspektywa tańczenia z pijanym, ale jednak mimo wszystko wolałam to, niż gotować się ze złości na Lou, próbującego mnie upić. Tak więc po kilkunastu sekundach tańczyłam z prawie zupełnie obcym chłopakiem na środku salonu Payne'ów.
Nie wiedziałam czy, to zasługa krążących w krwi Nialla promili, czy po prostu uwielbiał Enrique Iglesiasa, w każdym bądź razie, naprawdę szalał, kiedy tylko usłyszał pierwsze takty "Bailamos". Jako, że był w takim stanie, a nie innym, obawiałam się, że zaraz nas oboje przewróci i już myślałam, że moje obawy były słuszne, kiedy chłopak przyciągnął mnie do siebie.
- Nie bój się, Bonnie, nie jestem aż tak pijany - zaśmiał mi się do ucha.
- Świetnie, ale tak się składa, że mam buty na obcasach, więc wolę uważać, zwłaszcza, że nie jestem mistrzynią tańca.
Nastąpił ten moment piosenki, kiedy to melodia nieco złagodniała, a głos wokalisty przycichł. Blondyn uznał za stosowne zaprzestać ciągłego obracania mnie i przez chwilę kołysaliśmy się spokojnie w rytm muzyki. Przez tą krótką chwilę zdążyłam zauważyć Harry'ego i Jessie. Kochałam szatyna, jak brata, ale nienawidziłam jego stosunku do kobiet. Nie szukał trwałego związku, a przygody na jedną noc. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale widząc Jessie pękało mi serce.
Dziewczyna była zielonooką szatynką, chodziła ze mną do klasy i miała bardzo zaniżone poczucie własnej wartości. Uważała się za grubą, choć z pewnością nie była to prawda. Jej ojciec był alkoholikiem, nie była zbyt dobrze usytuowana, dlatego też sprawiała wrażenie zaskoczonej samym faktem, że ktoś zechciał się do niej odezwać. Rozmawiałam z nią kilkukrotnie i wydawała się naprawdę sympatyczną dziewczyną. Widok jej z Harrym, był przykry. Po jej uśmiechu widziałam, że zapewne myślała, że złapała Boga za nogi. Harry Styles, chłopak, którego uwielbiała cała szkoła, z własnej woli do niej podszedł... bo nie wierzę, że to Jessie zrobiła pierwszy krok. Nie chciałam, żeby ją wykorzystał... narobił nadziei i zostawił potwierdzając jej przypuszczenia, że jest do niczego. Ale cóż mogłam zrobić?
Kiedy wróciliśmy do stołu, Zayn złościł się na Liama, który z kolei żywnie się tłumaczył. Nie mogłam się powstrzymać od uderzenia w czoło, kiedy usłyszałam, jak mój kuzyn mówi blondynowi, że gdyby dwa miesiące temu nie było go w Londynie, wyrwałby mu nogi z du... z tyłka. Jego towarzysz zaczął przepraszać, a kiedy zauważył moją obecność wkręcili w swoją pijacką dyskusję mnie, z czego nie byłam zadowolona i pragnęłam jedynie wrócić już do domu.
- Lou, zamorduję cię jak wytrzeźwiejesz! - krzyknął nagle Niall, zwracając na siebie uwagę wszystkich siedzących w pobliżu.
Podążyłam za wzrokiem blondyna i zauważyłam czerwoną na twarzy Alex, śmiejącą się, prawdopodobnie, z niczego.
- Zostawiłem cię samą na pięć minut - warknął do siostry, lecz kiedy zauważył, że do dziewczyny nic nie dociera, po prostu zamilkł. Wziął głęboki oddech, aby się uspokoić, po czym stwierdził, że na nich już czas. Niemal siłą musieliśmy wyprowadzić Alex, której nagle zachciało się tańczyć. Doszłam do wniosku, że Horanom przyda się pomoc, a poza tym zaczynałam być śpiąca, więc trochę skorzystałam z okazji i również postanowiłam wracać do domu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy na zewnątrz.
Alex z trudem utrzymywała się na nogach, musieliśmy ją wręcz wlec po chodniku. Po kilku minutach, Niall wziął siostrę na plecy i niósł przez jakiś czas, lecz potem opadł z sił. Spojrzałam na chłopaka i wydawał się być kimś innym niż jeszcze kilkanaście minut... z beztroskiego, upitego nastolatka, zmienił się w odpowiedzialnego brata, jakby w jednej sekundzie wytrzeźwiał. Blondynka w pewnym momencie zaczęła śpiewać jakąś piosenkę, co dodatkowo go denerwowało. Świeże powietrze zadziałało na Alex. Przechodząc koło parku, który znajdował się na ulicy, na której mieszkało rodzeństwo, ogłosiła, że jej niedobrze, a kilka sekund później zwymiotowała w pobliskie krzaki. To ją nieco otrzeźwiło i dzięki temu zdołała dojść do domu na własnych nogach, lecz dla bezpieczeństwa podtrzymywaliśmy ją do samych drzwi.
Kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu, zaprowadziliśmy dziewczynę do jej pokoju. Niall zdjął z jej nóg szpilki i przykrył ją kołdrą, po czym wyszliśmy na korytarz.
- Dziękuje, Bonnie. - Wymusił uśmiech i popatrzył na mnie. - Nie zmarzłaś?
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, dotknął mojego ramienia i sam przekonał się, jak zimna była moja skóra.
- O cholera! Przepraszam, nie pomyślałem o tym, że się ochłodziło, ale tak mnie wkurzyła... - zaczął, przeczesując ręką włosy.
- Nie ma sprawy, nic mi nie będzie.
- Napijesz się czegoś? Herbaty, gorącej czekolady?
- Dziękuję, ale jedyne czego chcę, to wreszcie zasnąć, więc będę się już zbierała do domu.
- Okay, to idziemy - powiedział i ruszył w stronę drzwi. Zdjął ze stojącego przed nimi wieszaka, czarną, skórzaną kurtkę i podał mi ją.
- Niall, dam sobie radę. Nie musisz mnie odprowadzać - powiedziałam, zakładając ubranie.
- Bonnie, chyba sobie żartujesz, jest środek nocy, a ty musisz wracać ulicą, na której nawet za dnia jest niebezpiecznie. Nie ma mowy.
- Tak, ale jeżeli mnie odprowadzisz, to ty będziesz potem musiał tą ulicą wracać - zauważyłam.
- Tak, ale ja jestem mężczyzną, więc mnie pewnie żaden zbir nie będzie chciał zgwałcić i w ogóle, wydaje mi się, że nie jestem tak kuszącą propozycją do napadu, jak niespełna osiemnastoletnia dziewczyna.
Milczałam przez chwilę, zastanawiając się, co powiedzieć. On natomiast chyba nigdy nie miał problemów z prowadzeniem rozmowy.
- Wiesz... jak tak się o mnie martwisz, możesz zawsze przenocować u nas.
Zmierzyłam go wzrokiem, po czym wyszłam na zewnątrz, gdzie znów uderzyło we mnie zimne, wrześniowe powietrze. Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się pogrążeni we własnych myślach. Kiedy minęła nas grupka zakapturzonych mężczyzn, podziękowałam w duchu Niallowi za to, że nie pozwolił mi iść samej.
- Niall, skąd ty wiesz, że nie mam jeszcze osiemnastu lat? - zapytałam, przypominając sobie, o tym, jak będąc w domu, mówił, że "niespełna osiemnastoletnia dziewczyna jest kuszącą propozycją do napadu".
- Dziewczy... - przerwał - Alex coś wspominała, że masz urodziny w listopadzie.
Po jego reakcji, poznałam, że wyrwałam go z zamyślenia, a po minie, o czym myślał.
- Nie przejmuj się tak Alex. Raz się upiła, ale wydaje mi się, że na drugi raz będzie mądrzejsza. - Zmieniłam temat, ale krępowało mnie przebywanie w towarzystwie Nialla, kiedy był tak przygnębiony. Niełatwo było pocieszać obcą osobę, mieszać się w jej sprawy również, ale nie mogłam też udawać, że nic nie widziałam.
- Bonnie, tu nie chodzi o to, że się upiła. Ona jest chora, a choroba, nie oszukujmy się, ogranicza. Jestem pewien, że jutro wstanie przeziębiona, a osoba z astmą, nie przechodzi przeziębienia tak, jak ja, czy ty, a często ląduje z tym w szpitalu... ona nigdy się aż tak nie upiła. To ja jestem teraz za nią odpowiedzialny i jak widać nie idzie mi dobrze, skoro po niecałym tygodniu tutaj, wyląduje w szpitalu. - Zagryzł wargę i wbił wzrok w chodnik.
- Niall, ona nie musi zaraz wylądować w szpitalu, przecież to nie jest twoja wina...
Chyba nie miał ochoty dłużej ciągnąć tematu, gdyż po chwili ciszy zaczął rozmowę o czymś innym. Opowiadał o szkole, którą miał zacząć za miesiąc, wspomniał o tym jak poznał Louisa... zanosił akurat jakieś papiery i minął się z Lou w sekretariacie, potem Tommo, jak to miał w zwyczaju, po prostu go zagadał i Niall go polubił, naprawdę polubił, ale szatyn upijając jego siostrę, mocno sobie u niego nagrabił.
Było już sporo po trzeciej, kiedy wreszcie stanęliśmy pod drzwiami mojego domu. Szybko się pożegnaliśmy, bo oboje byliśmy zmęczeni i śpiący. Ja byłam również przemarznięta, bo owszem, Niall dał mi kurtkę, ale na nogach miałam jedynie rajstopy i niewygodne buty, które nie dawały zbyt wiele ciepła. Tak, jak on mi, zaproponowałam mu coś do picia, ale nie wszedł nawet do domu, za co naprawdę byłam wdzięczna. Polubiłam go, ale zmęczenie brało nade mną górę.
Kiedy wreszcie weszłam do domu, od razu zrzuciłam buty, zakluczyłam drzwi i skierowałam się do sypialni rodziców.
- Wróciłam - powiedziałam cicho, wchodząc wgłąb pomieszczenia, gdzie mama przy świetle lampki czytała jakąś powieść.
- Bonnie, jesteś pijana? Ja tutaj śpię, twój pokój jest na górze - odpowiedziała, zamykając książkę.
- Nie, mamo. Wiem, że nie mogłabyś zasnąć, dopóki bym nie wróciła, a powinnaś, bo kiedy pójdziesz do pracy, nie będziesz miała ku temu okazji, chciałam się tylko zameldować. - Usiadłam na łóżku.
- I jak było, pogodziłaś się z Liamem? - zapytała, spoglądając mi w oczy.
- W porządku, tak, ale to już nie to samo. Dobranoc - powiedziałam szybko, widząc, że mama ma ochotę zrobić ze mną wywiad. Ucałowałam ją w policzek, co było do mnie niepodobne, ale jakoś poczułam potrzebę pokazania jej, że doceniam wszystko, co dla mnie robi i ją kocham, choć rzadko to okazuję. Opuściłam pomieszczenie i pobiegłam na górę, gdzie szybko wzięłam prysznic, umyłam zęby i ułożyłam się do łóżka, gdzie zasnęłam, po kilkuminutowym wpatrywaniu się w czarną, skórzaną kurtkę, której zapomniałam oddać.
*"Someone Like You" ~ Adele
- Chodź. - Wstał i pociągnął mnie za rękę.
Westchnęłam w odpowiedzi i podążyłam za nim. Nie chciałam się sprzeczać, bo wiedziałam, że w nerwach mogłabym powiedzieć coś, czego później bym żałowała, lecz szłam tam z ciężkim sercem. Nie powinnam się bawić, kiedy od śmierci mojego taty minęły dopiero dwa miesiące.
Wydawało mi się, że pogodziłam się z tym, że Liam nie był już moim najlepszym przyjacielem, ale podczas powolnego tańca do "Someone Like You" Adele, z trudem hamowałam łzy. Do tego roku nie miałam żadnych zastrzeżeń do naszej przyjaźni. Była idealna. Owszem, kłóciliśmy się czasem, nawet dość często, ale poza tym był on jak kawałek mojej duszy. Znaliśmy się od urodzenia, wszystkie swoje sekrety i każdą troskę dzieliliśmy wspólnie. Teraz wszystko zostało zaprzepaszczone i mimo, że słowa piosenki głosiły, że ktoś kiedyś zastąpi jego miejsce, wiedziałam, że tak nie będzie. Nie będę miała żadnego innego przyjaciela z dzieciństwa, który znałby historię całego mojego życia na pamięć. Może pojawi się ktoś nowy, ale czy miałam siłę na budowanie wszystkiego od początku? Powtarzać każde słowo, które kiedyś wyszło z moich ust w rozmowie z Liamem? I skąd miałam wiedzieć komu mogę zaufać?
Przyjęcie doszło już do tego punktu, którego nie lubiłam i chciałam wracać do domu. Alkohol rozplątał język nawet Zaynowi, który teraz paplał o nie wiadomo czym. Nie przepadałam za piciem, więc zaczynało mnie już denerwować ciągłe tłumaczenie, żeby mi nie polewać. Kiedy jednak Louis chwytał za butelkę, moje słowa nie miały dla niego znaczenia. Już zamierzałam mu coś powiedzieć, kiedy poczułam, jak ktoś łapie moją prawą rękę. Może nie byłabym w takim szoku, gdyby nie fakt, że po mojej prawej stronie siedział brat Alex, a nie znałam go przecież zbyt dobrze, więc czemu mnie w ogóle dotykał?
- Mogę cię prosić? - zapytał nad moim uchem, gdyż muzyka grała tak głośno, że inaczej pewnie w ogóle bym go nie usłyszała. Po jego błyszczących, niebieskich oczach od razu można było poznać, że nie jest trzeźwy.
Nie podobała mi się perspektywa tańczenia z pijanym, ale jednak mimo wszystko wolałam to, niż gotować się ze złości na Lou, próbującego mnie upić. Tak więc po kilkunastu sekundach tańczyłam z prawie zupełnie obcym chłopakiem na środku salonu Payne'ów.
Nie wiedziałam czy, to zasługa krążących w krwi Nialla promili, czy po prostu uwielbiał Enrique Iglesiasa, w każdym bądź razie, naprawdę szalał, kiedy tylko usłyszał pierwsze takty "Bailamos". Jako, że był w takim stanie, a nie innym, obawiałam się, że zaraz nas oboje przewróci i już myślałam, że moje obawy były słuszne, kiedy chłopak przyciągnął mnie do siebie.
- Nie bój się, Bonnie, nie jestem aż tak pijany - zaśmiał mi się do ucha.
- Świetnie, ale tak się składa, że mam buty na obcasach, więc wolę uważać, zwłaszcza, że nie jestem mistrzynią tańca.
Nastąpił ten moment piosenki, kiedy to melodia nieco złagodniała, a głos wokalisty przycichł. Blondyn uznał za stosowne zaprzestać ciągłego obracania mnie i przez chwilę kołysaliśmy się spokojnie w rytm muzyki. Przez tą krótką chwilę zdążyłam zauważyć Harry'ego i Jessie. Kochałam szatyna, jak brata, ale nienawidziłam jego stosunku do kobiet. Nie szukał trwałego związku, a przygody na jedną noc. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale widząc Jessie pękało mi serce.
Dziewczyna była zielonooką szatynką, chodziła ze mną do klasy i miała bardzo zaniżone poczucie własnej wartości. Uważała się za grubą, choć z pewnością nie była to prawda. Jej ojciec był alkoholikiem, nie była zbyt dobrze usytuowana, dlatego też sprawiała wrażenie zaskoczonej samym faktem, że ktoś zechciał się do niej odezwać. Rozmawiałam z nią kilkukrotnie i wydawała się naprawdę sympatyczną dziewczyną. Widok jej z Harrym, był przykry. Po jej uśmiechu widziałam, że zapewne myślała, że złapała Boga za nogi. Harry Styles, chłopak, którego uwielbiała cała szkoła, z własnej woli do niej podszedł... bo nie wierzę, że to Jessie zrobiła pierwszy krok. Nie chciałam, żeby ją wykorzystał... narobił nadziei i zostawił potwierdzając jej przypuszczenia, że jest do niczego. Ale cóż mogłam zrobić?
Kiedy wróciliśmy do stołu, Zayn złościł się na Liama, który z kolei żywnie się tłumaczył. Nie mogłam się powstrzymać od uderzenia w czoło, kiedy usłyszałam, jak mój kuzyn mówi blondynowi, że gdyby dwa miesiące temu nie było go w Londynie, wyrwałby mu nogi z du... z tyłka. Jego towarzysz zaczął przepraszać, a kiedy zauważył moją obecność wkręcili w swoją pijacką dyskusję mnie, z czego nie byłam zadowolona i pragnęłam jedynie wrócić już do domu.
- Lou, zamorduję cię jak wytrzeźwiejesz! - krzyknął nagle Niall, zwracając na siebie uwagę wszystkich siedzących w pobliżu.
Podążyłam za wzrokiem blondyna i zauważyłam czerwoną na twarzy Alex, śmiejącą się, prawdopodobnie, z niczego.
- Zostawiłem cię samą na pięć minut - warknął do siostry, lecz kiedy zauważył, że do dziewczyny nic nie dociera, po prostu zamilkł. Wziął głęboki oddech, aby się uspokoić, po czym stwierdził, że na nich już czas. Niemal siłą musieliśmy wyprowadzić Alex, której nagle zachciało się tańczyć. Doszłam do wniosku, że Horanom przyda się pomoc, a poza tym zaczynałam być śpiąca, więc trochę skorzystałam z okazji i również postanowiłam wracać do domu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wyszliśmy na zewnątrz.
Alex z trudem utrzymywała się na nogach, musieliśmy ją wręcz wlec po chodniku. Po kilku minutach, Niall wziął siostrę na plecy i niósł przez jakiś czas, lecz potem opadł z sił. Spojrzałam na chłopaka i wydawał się być kimś innym niż jeszcze kilkanaście minut... z beztroskiego, upitego nastolatka, zmienił się w odpowiedzialnego brata, jakby w jednej sekundzie wytrzeźwiał. Blondynka w pewnym momencie zaczęła śpiewać jakąś piosenkę, co dodatkowo go denerwowało. Świeże powietrze zadziałało na Alex. Przechodząc koło parku, który znajdował się na ulicy, na której mieszkało rodzeństwo, ogłosiła, że jej niedobrze, a kilka sekund później zwymiotowała w pobliskie krzaki. To ją nieco otrzeźwiło i dzięki temu zdołała dojść do domu na własnych nogach, lecz dla bezpieczeństwa podtrzymywaliśmy ją do samych drzwi.
Kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu, zaprowadziliśmy dziewczynę do jej pokoju. Niall zdjął z jej nóg szpilki i przykrył ją kołdrą, po czym wyszliśmy na korytarz.
- Dziękuje, Bonnie. - Wymusił uśmiech i popatrzył na mnie. - Nie zmarzłaś?
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, dotknął mojego ramienia i sam przekonał się, jak zimna była moja skóra.
- O cholera! Przepraszam, nie pomyślałem o tym, że się ochłodziło, ale tak mnie wkurzyła... - zaczął, przeczesując ręką włosy.
- Nie ma sprawy, nic mi nie będzie.
- Napijesz się czegoś? Herbaty, gorącej czekolady?
- Dziękuję, ale jedyne czego chcę, to wreszcie zasnąć, więc będę się już zbierała do domu.
- Okay, to idziemy - powiedział i ruszył w stronę drzwi. Zdjął ze stojącego przed nimi wieszaka, czarną, skórzaną kurtkę i podał mi ją.
- Niall, dam sobie radę. Nie musisz mnie odprowadzać - powiedziałam, zakładając ubranie.
- Bonnie, chyba sobie żartujesz, jest środek nocy, a ty musisz wracać ulicą, na której nawet za dnia jest niebezpiecznie. Nie ma mowy.
- Tak, ale jeżeli mnie odprowadzisz, to ty będziesz potem musiał tą ulicą wracać - zauważyłam.
- Tak, ale ja jestem mężczyzną, więc mnie pewnie żaden zbir nie będzie chciał zgwałcić i w ogóle, wydaje mi się, że nie jestem tak kuszącą propozycją do napadu, jak niespełna osiemnastoletnia dziewczyna.
Milczałam przez chwilę, zastanawiając się, co powiedzieć. On natomiast chyba nigdy nie miał problemów z prowadzeniem rozmowy.
- Wiesz... jak tak się o mnie martwisz, możesz zawsze przenocować u nas.
Zmierzyłam go wzrokiem, po czym wyszłam na zewnątrz, gdzie znów uderzyło we mnie zimne, wrześniowe powietrze. Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się pogrążeni we własnych myślach. Kiedy minęła nas grupka zakapturzonych mężczyzn, podziękowałam w duchu Niallowi za to, że nie pozwolił mi iść samej.
- Niall, skąd ty wiesz, że nie mam jeszcze osiemnastu lat? - zapytałam, przypominając sobie, o tym, jak będąc w domu, mówił, że "niespełna osiemnastoletnia dziewczyna jest kuszącą propozycją do napadu".
- Dziewczy... - przerwał - Alex coś wspominała, że masz urodziny w listopadzie.
Po jego reakcji, poznałam, że wyrwałam go z zamyślenia, a po minie, o czym myślał.
- Nie przejmuj się tak Alex. Raz się upiła, ale wydaje mi się, że na drugi raz będzie mądrzejsza. - Zmieniłam temat, ale krępowało mnie przebywanie w towarzystwie Nialla, kiedy był tak przygnębiony. Niełatwo było pocieszać obcą osobę, mieszać się w jej sprawy również, ale nie mogłam też udawać, że nic nie widziałam.
- Bonnie, tu nie chodzi o to, że się upiła. Ona jest chora, a choroba, nie oszukujmy się, ogranicza. Jestem pewien, że jutro wstanie przeziębiona, a osoba z astmą, nie przechodzi przeziębienia tak, jak ja, czy ty, a często ląduje z tym w szpitalu... ona nigdy się aż tak nie upiła. To ja jestem teraz za nią odpowiedzialny i jak widać nie idzie mi dobrze, skoro po niecałym tygodniu tutaj, wyląduje w szpitalu. - Zagryzł wargę i wbił wzrok w chodnik.
- Niall, ona nie musi zaraz wylądować w szpitalu, przecież to nie jest twoja wina...
Chyba nie miał ochoty dłużej ciągnąć tematu, gdyż po chwili ciszy zaczął rozmowę o czymś innym. Opowiadał o szkole, którą miał zacząć za miesiąc, wspomniał o tym jak poznał Louisa... zanosił akurat jakieś papiery i minął się z Lou w sekretariacie, potem Tommo, jak to miał w zwyczaju, po prostu go zagadał i Niall go polubił, naprawdę polubił, ale szatyn upijając jego siostrę, mocno sobie u niego nagrabił.
Było już sporo po trzeciej, kiedy wreszcie stanęliśmy pod drzwiami mojego domu. Szybko się pożegnaliśmy, bo oboje byliśmy zmęczeni i śpiący. Ja byłam również przemarznięta, bo owszem, Niall dał mi kurtkę, ale na nogach miałam jedynie rajstopy i niewygodne buty, które nie dawały zbyt wiele ciepła. Tak, jak on mi, zaproponowałam mu coś do picia, ale nie wszedł nawet do domu, za co naprawdę byłam wdzięczna. Polubiłam go, ale zmęczenie brało nade mną górę.
Kiedy wreszcie weszłam do domu, od razu zrzuciłam buty, zakluczyłam drzwi i skierowałam się do sypialni rodziców.
- Wróciłam - powiedziałam cicho, wchodząc wgłąb pomieszczenia, gdzie mama przy świetle lampki czytała jakąś powieść.
- Bonnie, jesteś pijana? Ja tutaj śpię, twój pokój jest na górze - odpowiedziała, zamykając książkę.
- Nie, mamo. Wiem, że nie mogłabyś zasnąć, dopóki bym nie wróciła, a powinnaś, bo kiedy pójdziesz do pracy, nie będziesz miała ku temu okazji, chciałam się tylko zameldować. - Usiadłam na łóżku.
- I jak było, pogodziłaś się z Liamem? - zapytała, spoglądając mi w oczy.
- W porządku, tak, ale to już nie to samo. Dobranoc - powiedziałam szybko, widząc, że mama ma ochotę zrobić ze mną wywiad. Ucałowałam ją w policzek, co było do mnie niepodobne, ale jakoś poczułam potrzebę pokazania jej, że doceniam wszystko, co dla mnie robi i ją kocham, choć rzadko to okazuję. Opuściłam pomieszczenie i pobiegłam na górę, gdzie szybko wzięłam prysznic, umyłam zęby i ułożyłam się do łóżka, gdzie zasnęłam, po kilkuminutowym wpatrywaniu się w czarną, skórzaną kurtkę, której zapomniałam oddać.
*"Someone Like You" ~ Adele
~*~
Witam!
Ten rozdział jest stanowczo za długi i jest kolejnym z tych, które kończę wtedy, kiedy normalni ludzie już śpią. I niestety trzeci rozdział jest chyba tym ostatnim, który napisałam w wakacje :')
Świetnie się ułożyło, bo akurat dziś jadę na osiemnastkę Asi, może i mnie jakiś przystojny blondyn poprosi do tańca, lol.
Dziękuję za komentarze i czekam na kolejne :)
Ten rozdział jest stanowczo za długi i jest kolejnym z tych, które kończę wtedy, kiedy normalni ludzie już śpią. I niestety trzeci rozdział jest chyba tym ostatnim, który napisałam w wakacje :')
Świetnie się ułożyło, bo akurat dziś jadę na osiemnastkę Asi, może i mnie jakiś przystojny blondyn poprosi do tańca, lol.
Dziękuję za komentarze i czekam na kolejne :)
Do napisania!
to jest normalnie genialne!
OdpowiedzUsuńtak czytałam, czytałam i nie mogłam przestać xd
wszystko było super, nie będe tutaj wymieniać, które momenty podobały mi się najbardziej, bo to chyba jasne jest, ale to nie zmienia faktu, że reszta mi się nie podobała. było bosko!
kocham tego tego bloga, a czytanie go sprawia mi dużo przyjemności, nawet miałam wrażenie jakbym czytała książkę, a nie bloga :D
"Bailamos" uwoelbiam tą piosenkę i naparwdę chciałabym zobaczyć jak Niall do niej szaleje, bo jakoś nie moge sobie tego wyobrazić xd
rozdział jest genialny, czekam na następny i też ma być taki długi, nawet dłuższy! :P :*
Umieram, bo nic nie umiem na etykę i nic nie rozumiem i po prostu zaraz chyba położę się na ziemi zwinę jak mój kot i albo zasnę, albo się rozryczę. Nieważne.
OdpowiedzUsuńChciałam powiedzieć, że w końcu (yeah) przeczytałam 2 rozdziały (czemu musiałam nadrabiać, jak zwykle:( )
Tak bardzo nie pasuje mi Liam, przepraszam kochanie, ale po prostu chyba nie przepadam a toba i nie ufam. Po prostu tak bardzo źle. Bo gdybyś rozumiał słowo przyjaciel to olałbyś to, że ona powinna zadzwonić pierwsza. Do cholery znałeś ją prawda? Powinieneś wiedzieć, że tego nie zrobi i mimo bariery przyjść w końcu byłeś jej przyjacielem.
Pojawił się uroczy Horan, oh i ah, tak bardzo chciałabym jakiś rozdział dalej, bo wpadłam jak śliwka w kompot w to cudowne opowiadanie :> Podoba mi się jego postać, ale nie spodziewałam się tego, że bedzie znał się z Liamem, to mnie zaskoczyło.
Wybacz za chaos, ale dziś to po prostu tylko na tyle mnie stać.