6.12.2014

5. Pozwól sobie pomóc.

"No, I don't believe you
When you say you don't me anymore"*

       Od samego rana widać było, że Alex powrócił humor. Nieco mnie zirytowała, kiedy już na pierwszej przerwie opowiedziała dziewczynom o napadzie na mnie. Nie mogłam mieć o to pretensji, bo nie chciałam mieć przed nimi tajemnic, nawet jeśli mówienie o tym było trudne, ale nie musiała też tak się z tym spieszyć.
- Jezu, Alex, jesteś cała? - zapytał Harry, kiedy wraz z Liamem podeszli do mnie po drugiej lekcji.
       Wywróciłam oczami. Byłam pewna, że poczta pantoflowa działa tylko pomiędzy naszą czwórką, jednak wyraźnie się pomyliłam. Z drugiej strony wiedziałam, że Harry mimo wszystko wiedział o mnie wiele i się o mnie martwił. W końcu był najbliższym kumplem blondyna, który z kolei był swego czasu moim najlepszym przyjacielem, więc za jego pomocą, dużo informacji przepływało do zielonookiego.
- Nie, Harry. Nie mam lewej ręki. Patrz, to proteza. Podniosłam ramię do góry, udając, że ręka poniżej łokcia jest poza moją kontrolą. Prawą dłonią nieco popchnęłam kończynę, dzięki czemu się zakołysała.
       Obaj posłali mi mordercze spojrzenia.
- Dobra, wczoraj spotkało mnie coś dość nieprzyjemnego, ale nic mi nie jest, więc proszę nie roztrząsajmy sprawy, bo to nie jest fajne.
       Minęłam ich i ruszyłam do dziewczyn. Byłam zła. Przecież, gdybym wiedziała, co spotka mnie w drodze do Alex, nie poszłabym tam. Może i postąpiłam głupio, ale zrozumiałam to sama. Naprawdę słuchanie od wszystkich jak nieodpowiedzialnie się zachowałam, nie było konieczne.
- Bonnie, my po prostu się o ciebie martwimy - dodał Liam, chwytając mnie za nadgarstek.
       Patrząc mu w oczy, odniosłam wrażenie, że miał na myśłi nie tylko wczorajszy incydent.
- Niepotrzebnie. Może dzięki temu uniknę czegoś gorszego w przyszłości. - Wymusiłam uśmiech i delikatnie wyrwałam rękę z uścisku Liama. Dogoniłam dziewczyny, chcąc znaleźć się daleko od niego, bo owszem wybaczyłam mu, ale to nie znaczyło, że odzyskał swoje dawne miejsce w moim życiu. Był moim kolegą. Tylko kolegą, który nie powinien się o mnie martwić. Mogłam z nim porozmawiać o bzdetach, ale nie zwierzać się z problemów. Po prostu mu nie ufałam i o ile wcześniej były to tylko przypuszczenia, teraz przekonałam się o ich prawdziwości.

       Spokojnie jadłam z Carmen lunch, podczas gdy Alex i Andrea, rozmawiały o czymś, wymachując przy tym sztućcami.
- A właśnie, Bonnie, Niall powiedział, że mu wczoraj pyskowałaś i życzyłaś koszmarów - zwróciła się do mnie blondynka.
- Och! Widzę, że się zaprzyjaźniliście - uśmiechnęła się do mnie brunetka. - Wiesz, Alex, Bonnie tak okazuje swoją sympatię wobec ludzi - dodała szturchając dziewczynę w ramię.
      Zaprzestałam na chwilę przeżuwanie sałatki i wysoko podniosłam kąciki ust, niemal całkowicie zamykając przy tym oczy tak, aby nie miały wątpliwości, co do nieszczerości mojego uśmiechu.
- Ej, Bonnie skąd masz numer Nialla? - zapytała Andrea poruszając znacząco brwiami.
      Z odpowiedzią wyręczyła mnie oczywiście blondynka.
- Byłam pod prysznicem, a ten idiota wziął mój telefon i odpisał na sms-a od Bonnie.
- A właśnie, pogodziliście się? - zapytałam, chcąc jak najszybciej odwrócić temat rozmowy ode mnie.
       Najpierw Alex musiała wyjaśnić Carmen i Andrei dlaczego nie odzywała się z bratem, a dopiero potem udzieliła mi twierdzącej odpowiedzi. Niestety nie wdała się w szczegóły, bo zadzwonił dzwonek, a ona nadal nie skończyła posiłku.

       Usiadłyśmy na schodach, czekając na blondyna i wykorzystałam chwilę, aby zapytać Alex o wczorajszy dzień.
- No tak. Jak ty weszłaś do domu, to Niall zaczął mi gadać, że on się o mnie martwi, że boi się, że sobie nie poradzi i będziemy musieli wracać do Londynu. Poza tym myślał, że to ja się do niego nie odzywam, a on nie miał zamiaru przepraszać mnie za nic. Dodał też, że dla niego to wszystko jest strasznie stresujące i żebym go trochę zrozumiała, bo on tylko próbuje zapewnić mi bezpieczeństwo.
       Mówiła bardzo beztroskim tonem, jak na kogoś, kto wczoraj podczas tego 'gadania' płakał. Zauważyłam, że nie lubi rozmawiać o swoich problemach. Paple różne głupoty, ale tutaj ma wyraźny opór. Granicę, poza którą nie dopuszcza nikogo. Udaje wyluzowaną, ale tak nie jest, a to jak zachowała się teraz było dowodem na to, jak ukrywała przede mną swoje uczucia. Wydawało się, że jesteśmy ze sobą blisko, ale tak nie było. Obie miałyśmy własne sekrety.
       Nie wiedząc co odpowiedzieć, wpatrywałam się w blondynkę, mając nadzieję, że odezwie się pierwsza.
- Ale, Bonnie! Najlepsze jest to, że jak wróciliśmy do domu, powiedział, że dzwoniła do niego mama i dziś przyjeżdża do nas Jullie! W niedzielę odbiorą ją rodzice... nie mówiłam ci o Julilie? - zapytała z niedowierzaniem, kiedy zauważyła moją niezrozumiałą minę, kiedy wypowiedziała jej imię. - To moja siedmioletnia siostra. Powinna chodzić teraz do szkoły, ale mama powiedziała, że strasznie za nami tęskni i pozwoliła jej na kilka dni w Newcastle, póki jeszcze może przyjechać, bo od października Niall zaczyna szkołę i nie będzie mógł się nią zająć. Będzie u nas do końca tygodnia, a na weekend jedziemy wszyscy razem na wieś do babci. Właśnie! Pytałam babci i możesz z nami jechać! - dodała podekscytowana.
- Alex, dziękuję, ale nie wydaje mi się to dobrym pomysłem. Znam cię od niedawna, a twojej babci nie znam kompletnie - odpowiedziałam.
- Jezu, ale z ciebie maruda! Wolisz siedzieć cały weekend sama w domu?
       A żebyś wiedziała.
- Wiesz doskonale, że nie dam ci spokoju dopóki mi nie ulegniesz. Zapytaj mamy i lepiej mi nie kłam, że się nie zgodziła, bo pójdę do niej i sama dowiem się prawdy. Halo - odebrała telefon, który z trudem wyjęła z kieszeni obcisłych spodni. Chwilę później zrobiła zaskoczoną minę i się rozłączyła. - O cholera! Bonnie, Niall musiał zostać w domu z Jullie, Louis po mnie przyjeżdża! - krzyknęła spanikowana.
- I w czym problem? - zapytałam.
- No wiesz... nie widziałam go od osiemnastki Liama, na której tak jakby się upiłam i zrobiłam z siebie idiotkę, co jeśli on mnie specjalnie upił, a teraz będzie się ze mnie nabijał?
       Nie mogłam się nie zaśmiać widząc jej panikę.
- Lou taki nie jest. Chciał się po prostu z kimś napić, a że trafiłaś się ty, to cóż... teraz już jesteś jego przyjaciółką.
        Nadal wydawała się nie być przekonana.
- Alex, jemu naprawdę trzeba zajść za skórę, żeby kogoś znielubił i nigdy nie ocenia człowieka po jednym błędzie - powiedziałam spokojnie.
- Obyś miała rację. O Jezu! - dodała, gdyż zobaczyła na horyzoncie szatyna.
- Cześć, dziewczęta! - zawołał radośnie. - Bonnie jedzie z nami? - zapytał z szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie! - odpowiedziałam krótko. - Do zobaczenia jutro! - posłałam im uśmiech i ruszyłam do domu.

Do: Alex
Jak było? :)

       Napisałam do niej, jak tylko wróciłam do domu. Długo mi nie odpisywała, co uznałam za dobry znak. Mój telefon zabrzęczał dopiero koło siedemnastej, kiedy siedziałam przy biurku, słuchając radia i próbując uczyć się angielskiego.

Od: Alex
Miałaś rację, Lou jest super! :) Przepraszam, że dopiero odpisuję, Jullie mnie zajęła. Pytałaś mamę? 

Do: Alex
Mówiłam! Nie, wyleciało mi z głowy. Ale już idę!

       Wstałam z krzesła i zeszłam na dół. Znalazłam rodzicielkę w salonie. Znów czytała książkę.
- Mamo, mogę jechać na weekend z Alex do jej babci? - zapytałam.
- No... - zaczęła niepewnie - tak, ale chciałabym tą Alex kiedyś poznać. Wszędzie z nią chodzisz, a ja jej jeszcze nie widziałam na oczy.
        Wiedziałam, że się zgodzi. Dwa miesiące temu nie puściłaby mnie nigdzie z dziewczyną, którą znam zaledwie od tygodnia, ale teraz cieszyła się, kiedy tylko prosiłam ją o zgodę na wyjście gdziekolwiek, bo zdarzało się to rzadko.
- Zaproszę ją kiedyś do domu - odpowiedziałam i pobiegłam po schodach na górę, gdzie miałam swój pokój. Napisałam Alex, że mama się zgodziła, po czym rodzicielka zawołała mnie na dół. Westchnęłam i wróciłam do salonu. Nie ucieszyłam się widząc tam Liama.
- Hej, Bonnie. Masz może ochotę na spacer? - zapytał uśmiechając się.
- Właściwie, uczyłam się angielskiego... - zaczęłam.
- Mała przerwa dobrze ci zrobi! - wtrąciła mama, zadowolona z odwiedzin Liama. Denerwowało mnie to, że była wobec niego tak otwarcie nastawiona. Zawiódł moje zaufanie, sama dziwiła się, że zostawił mnie w takiej chwili, a teraz sama pchała mnie w jego ramiona. Czy rodzic nie powinien chronić swojego dziecka przed złem? Jak mogła z tak wielkim entuzjazmem wysyłać mnie z nim na spacer?
- Okay - mruknęłam niechętnie. Nie chciałam robić scen i tylko dlatego na to przystałam. - Wezmę ze sobą Bruna. - Chwyciłam za smycz, a pies natychmiast zjawił się w salonie, po czym zaczął piszczeć i skakać na blondyna.
- Ty, zdrajco. - Zmrużyłam gniewnie oczy, ale zwierzak nawet na mnie nie zerknął. Westchnęłam, zaczepiłam go i wyszliśmy z domu.

       Szliśmy po parku w ciszy. Gdy oddaliliśmy się już trochę od wyjścia, puściłam Bruna, żeby pobiegał, a sama usiadłam na ławce obok Liama.
- Rozumiem, że już nie jesteś na mnie zła? - zapytał spoglądając na mnie.
- Nie - odpowiedziałam krótko, obserwując biegającego psa, nawet na chwilę nie zerkając na blondyna.
- To dlaczego tak się zachowujesz? - zapytał, wzdychając.
- Jak? - Odwróciłam się twarzą do niego.
- Inaczej! - odpowiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
        Przez chwile patrzeliśmy sobie w milczeniu w oczy.
- Liam, a co ty sobie myślałeś? Nie chcę drzeć z tobą kotów, ale nie będzie między nami tego, co wcześniej. Poza tym pewnie byś się rozczarował, bo bardzo się zmieniłam w ciągu tych dwóch miesięcy.
- A co ufoludki cię porwały i mózg wymieniły?
- Nie, ale...
- Bonnie, nie uwierzę, że w ciągu tych dwóch miesięcy zmieniłaś się tak, bym chciał skończyć naszą trwającą od urodzenia znajomość.
       Trwało chwilę zanim zdobyłam się na szczerość.
-Liam... - westchnęłam - ja ci nie ufam! Odbudowanie tego zajmie nam lata.
       Ku mojemu zaskoczeniu nie wydawał się zdziwiony moim wyznaniem.
- Wiem, ale chciałbym spróbować. Nie chcę tego wszystkiego tracić. Dla mnie jesteś tą samą, starą Bonnie. Pamiętasz, co mówił twój tata o wybaczaniu? - zapytał.
       Milczałam przez chwilę, wpatrując się w ziemię. Byłam zła, że wplątuje w naszą rozmowę tata. Moje relacje z nim, były teraz jak coś, do czego Liam nie miał wstępu. Najchętniej wyrwałabym z jego pamięci wszystkie związane z moim ojcem wspomnienia. Nie powinien go w ogóle znać. Dlaczego, kiedy ktoś znika z twojego życia, nie kasuje się cała wasza historia? Tak byłoby o wiele lepiej.
- Że wybaczanie polega na tym, że dajesz komuś drugą szansę, nie na udawaniu, że nie czujesz żalu - odparłam niechętnie. Doskonale pamiętałam, kiedy tata usiadł przy moim łóżku i to powiedział, podczas gdy nie chciałam rozmawiać z Liamem, który stał pod drzwiami mojego pokoju i prosił bym go wpuściła. Mając trzynaście lat śmiertelnie się na niego obraziłam, bo zaczął chodzić z chłopakami pograć w piłkę i nie miał dla mnie czasu. Twierdziłam, że nie chciałam już więcej przyjaźnić się z Liamem. Tata próbował mi wytłumaczyć, że dorastamy i uwydatniają się między nami różnice, jakie istnieją miedzy psychiką kobiety, a mężczyzny. Liam potrzebował ruchu, a nie ciągłego gadania, tak jak ja. Pomógł mi również zauważyć, że też czasem spędzam dużo czasu z Andreą i Carmen i Liam nie ma o mnie o to pretensji. Wybuchłam przez to jeszcze głośniejszym płaczem, dochodząc do wniosku, że to ja jestem beznadziejną przyjaciółką, ale dzięki temu pogodziłam się z blondynem, znów było między nami dobrze, a kiedy dochodził do wniosku, że brakowało mu na mnie czasu, zabierał mnie na mecze i rozmawialiśmy w trakcie ich przerw.
- Mogę cię więc prosić, żebyś spróbowała mi naprawdę wybaczyć?
       Westchnęłam.
- Liam, nie naciskaj na mnie! Nie odzywasz się do mnie przez ponad dwa miesiące, a potem nagle mówisz, że chcesz wszystko odbudować.
       Źle mnie zrozumiał. Potrzebowałam czasu na poukładanie sobie wszystkiego w głowie, na dojście do siebie. Musiałam sobie wszystko przemyśleć i zrozumieć czego tak naprawdę chcę. Mimo ogromnego żalu, okropnie za nim tęskniłam, ale nie miałam pojęcia czy potrafiłabym kiedyś przestać mieć do niego pretensje, o to, że zostawił mnie wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam.
- Dobrze, Bonnie. Po prostu tym razem chciałem ci wprost powiedzieć, że mi na nas zależy. Nie chciałem pozwolić na kolejne niedomówienia. Poza tym sama mówiłaś, że ci mnie brakowało, więc zaskakująco szybko to minęło, skoro po dwóch miesiącach twierdzisz, że stało się zbyt wiele, by uratować naszą przyjaźń, nie chcesz nawet spróbować. Każdy popełnia błędy, a ja popełniłem ich wiele właśnie w tym roku, ale wybacz, nie cofnę czasu, mogę tylko przeprosić, a dla ciebie to widocznie za mało. Rzeczy się zmieniają, powinnaś się z tym pogodzić. - Wstał z ławki i ruszył w stronę wyjścia.
- Nic nie rozumiesz! - powiedziałam za nim łamiącym głosem.
- To mi wytłumacz, Bonnie! Wszyscy próbują ci pomóc, ale nikomu nie pozwalasz! Myślisz, że ktokolwiek nabierze się na twój fałszywy uśmiech? Naprawdę chcesz być z tym wszystkim sama? Obrażasz się na cały świat, bo twój tata umarł?!
- Przestań! - przerwałam mu ze łzami w oczach.
       Każde wspomnienie taty bolało... a przywołane w takim kontekście szczególnie. Może dlatego, że powiedział prawdę, której nie chciałam do siebie dopuścić? Że nie miałam już ojca i powinnam kontynuować życie bez niego. Nie wiedziałam, miałam mętlik w głowie. Pragnęłam tylko wrócić do domu, zasnąć i więcej się nie obudzić. Uciec od życia, które w tak krótkim czasie zamieniło się w horror, nie dając mi przed tym żadnego ostrzeżenia, bym mogła się na to choć trochę przygotować. Ale nie mogłam uciec, bo to ja nie nadążałam za własnym życiem. To ono uciekało przede mną, podczas, gdy ja leżałam w najgorszym miejscu tej trasy, nie mając siły wstać.
       Wrócił i stanął tuż przede mną. Odsunął od mojej twarzy dłonie, którymi próbowałam zakryć spływające po niej łzy. Starł je kciukami i zmusił bym spojrzała mu w oczy.
- Bonnie, wiem, że jest ci ciężko, ale nam też jest patrząc, jak cierpisz. Czemu dodatkowo wszystko sobie utrudniasz? Chcę się z tobą pogodzić, bo wiem, że to boli nas oboje i chcę ci tego zaoszczędzić. Nie zmieniłaś się, to smutek wysysa z ciebie duszę, ale kiedy z tego wyjdziesz, będziesz taka jak dawniej. Pozwól sobie pomóc.
       Chciałam mu uwierzyć, ale nie mogłam. Możliwe, że będę kiedyś szczęśliwa, ale nie taka jak kiedyś. Część mnie umarła i nikt nie był w stanie wmówić mi, że było inaczej.

      Myślałam, że gorzej być nie może. A jednak, życie bywa zaskakujące. Jeden drobny błąd sprawił, że moje serce pękło kolejny raz i straciłam kolejnego przyjaciela.
      Byłam zła na Liama. Wróciłam do domu sama, nie chciałam żeby mnie odprowadzał. Jak ostatnia idiotka chciałam pokazać światu, jaka jestem na niego wściekła. Trzasnęłam furtką, spacer był krótki, więc wypuściłam Bruna, żeby pobiegał po ogrodzie. Stałam przodem do domu, dlatego nie zauważyłam, że nie domknęłam furtki... nie zauważyłam też czarnego kota przechadzającego się po przeciwnej stronie ulicy. Bruno ruszył w tamtą stronę, zgrabnie wymijając moje wyciągnięte w jego stronę ręce, chciałam go zatrzymać, ale się nie udało. Wpadł pod jakiś czarny samochód. Pamiętam tylko pisk opon, żałosny jęk psiaka i jego martwe ciało leżące na asfalcie. Nie wiem skąd wziął się tam Liam. Nie mam pojęcia co mówił człowiek, który wyszedł z auta. Nie chciałam patrzeć, jak blondyn znosi z jezdni mojego najukochańszego przyjaciela, który przez moją głupotę stracił życie. Położył go na trawniku, a ja stałam jak wryta nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Bruno, nie! Czemu ty też mnie opuszczasz? - Przyklęknęłam przy ciele zwierzaka, krzycząc z nadzieją, że tym przekonam go do powrotu do życia. Dotknęłam ręką nadal miękkiego, kremowego futra, ale pies nie wstał i nie zaczął lizać mojej dłoni, jak to miał w zwyczaju. Usiadłam na trawniku i zaczęłam ryczeć. Ostatniego czasu nauczyłam się cicho płakać w poduszkę, ale dziś nie umiałam powstrzymać szlochu. Liam mnie objął, ale nie przytuliłam się do niego tak, jak zrobiłabym to kiedyś i to nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu na to nie zasługiwałam. Sama byłam sobie winna. Po kilku chwilach podniosłam głowę i zauważyłam stojącą w drzwiach mamę. Zakryła usta ręką i mocno zacisnęła oczy, chcąc powstrzymać łzy, które mimo tego spływały po jej zapadniętych policzkach. Nie mogłam na to patrzeć. Wstałam i wbiegłam do domu, do swojego pokoju, nie mogąc tego wszystkiego znieść.

       Leżałam na łóżku nadal zalewając się łzami i zastanawiając, czy ulżyć sobie po raz kolejny, czy nie. To było głupotą. Rozwiązaniem na kilka godzin. Próbowałam odwieść od tego samą siebie, ale pękłam. Poszłam do łazienki ze świadomością, że jutro będę tego żałować i chwyciłam za nieco już tępą żyletkę, którą jakiś czas temu wyjęłam z maszynki do golenia. Przejechałam ostrzem po swoim lewym nadgarstku kilka razy. Zawsze była to tylko jedna ręka, by nikt nie zorientował się, że nagle zaczynam nosić bransoletki na obu. Karałam siebie za śmierć Bruna, za to, że zawodzę wszystkich dokoła, za to, że dodaję zmartwień mamie i moim przyjaciołom. Byłam pasożytem, który tylko zatruwał życie innym. Nie powinnam istnieć.
      Owinęłam rękę bandażem i założyłam na nadgarstek czarną, skórzaną bransoletkę, by nikt niczego się nie domyślił. Szczypiący ból ręki odganiał moją uwagę od tego, co działo się w mojej głowie. To był najprostszy, a zarazem najgłupszy sposób.
       A ja byłam głupią dziewczynką szukającą najłatwiejszej drogi ucieczki od przytłaczającego ją bólu.

       Minęło kilkanaście minut, ale ja czułam się, jakby minęła wieczność, zanim do mojego pokoju weszli moja mama i Liam, zastając mnie leżącą na łóżku. Usiedli blisko mnie, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej. Objęłam rękoma kolana i schowałam między nimi głowę, nie chcąc patrzeć w czerwone od płaczu oczy mamy. Czułam się tak przytłoczona odejściem Bruna, że musiałam przyznać się jej do winy, nie mogłam dusić tego w sobie.
- Mamo, zabiłam Bruna. - Próbowałam powiedzieć to normalnym głosem, by mnie zrozumiała, ale załamał się, gdy tylko zaczęłam mówić.
- Bonnie, to nie jest twoja wina - zaprzeczyła.
- To ja nie domknęłam furtki, gdybym ją zamknęła... - zaczęłam, ale przerwał mi Liam.
- Gdybym po ciebie nie przyszedł, gdyby nie było tam tego kota i gdyby ten samochód nie jechał też by się nic nie stało, ale za późno, Bonnie. To pechowy zbieg okoliczności, nic więcej, żadna twoja wina.
      Mama uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, że ma po swojej stronie wsparcie. Milczałam nie wiedząc, co mogę im odpowiedzieć. Wiedziałam, że ich nie przekonam, ale oni też nie mogli przekonać mnie, dlatego nie wdawałam się w dyskusję
- Bonnie, trzeba zakopać, Bruna, chcesz się z nim pożegnać? - zapytała mama, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nie, mamo, nie dam rady - odpowiedziałam cicho. Może kiedyś będę tego żałowała, ale nie chciałam patrzeć na martwego zwierzaka, nie zniosłabym tego. To ja powinnam chwycić za szpadel, wykopać w ogrodzie dół i pochować mojego wiernego towarzysza, ale nie miałam siły. Zamiast tego tkwiłam w pokoju, użalając się nad sobą. Nie wyjrzałam nawet za okno, ale musiałam przyznać, że byłam zadowolona z obecności Liama. Wiedziałam, że nie zostawił mamy samej, pewnie sam wszystkim się zajął i byłam mu naprawdę wdzięczna.

* "I don't believe you" - P!NK

~*~
Witam!
Nie podoba mi się wątek z cięciem się Bonnie, ale cóż... opowiadanie wymyśliłam dwa lata temu i musi to robić, żeby nie zaburzyć akcji xD Lecz mogę obiecać, że nie będzie takich scen wiele, kto wie, może nie będzie już wcale? :)
Jestem dla mojej bohaterki okrutna, wiem.
Do napisania! x

4 komentarze:

  1. Ej no, tak nie może być! Kurcze.. pisz szybko kolejny rozdział! tak, to jest rozkaz ;P
    rozdział jest świetny, ale nadal mam niedosyt xd
    czekam i pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  2. To ff jest genialne, czekan na dalsze rozdzialy i trzymam kciuki za popularnosc 😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaskoczył mnie Liam, bo nie spodziewałam się, że będzie chciał naprawić kontakty z Bonnie. Za dużo cierpienia w tym rozdziale. Czekam na kolejny, może bardziej optymistyczny. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń