"And the truth is I'm better on my own
And I don't want to live in the past"*
Moje obawy zniknęły na kilka minut, kiedy siedziałam w salonie w dwupiętrowym domu z czerwonej cegły położonym w Woburn. Babcia Alex okazała się siedemdziesięcioletnią puszystą kobietą o krótkich, siwych, kręconych włosach. Sama jej twarz świadczyła o tym, że jest wspaniałym człowiekiem. Wydawało mi się, że mnie polubiła i wszystko wydawało się w porządku... niestety tylko przez chwilę.
Zaraz do drzwi ktoś zapukał i w domu pojawiła się dobrze znana mi Katy, kuzynka Liama, ze swoją młodszą siostrą. Obie były szeroko uśmiechnięte, kiedy zobaczyły Horanów. Uśmiech z ust tej starszej zgasł jednak, gdy zobaczyła mnie. Nie rozumiałam czemu. Nigdy nie kolegowałam się z nią zbyt mocno, ale kiedy bywała u Liama, podczas gdy również u niego byłam, nie miała problemu z moim towarzystwem. Teraz najwyraźniej było inaczej. Poprosiła na chwilę Alex i znikły w sąsiednim pokoju. Poczułam się niesamowicie głupio, jakbym została sama w całkowicie obcym towarzystwie, mimo że znałam zarówno Nialla, jak i Jullie. Kilka minut później blondynka wróciła, a Katy ciągnąc za rączkę Ally, opuściła dom, trzaskając za sobą drzwiami. Niall zmarszczył brwi i spojrzał w stronę korytarza, Alex skrzyżowała na piersiach ręce, a Jullie z niepokojem patrzyła na starszą siostrę.
- Co jest? - zapytał blondyn przerywając niezręczną ciszę.
Alex wzięła głęboki oddech próbując się uspokoić, ale ton jej głosu świadczył o tym, że na nic się to nie zdało.
- Katy jest na mnie obrażona, bo rzadko tu przyjeżdżam i chciała się mną nacieszyć, a przywiozłam ze sobą Bonnie i niby nie będziemy mogły normalnie porozmawiać.
- Mogę pójść na spacer, a ty... - zaczęłam, ale Niall mi przetrwał. Było mi niezręcznie, przeszkadzałam i wtedy poczułam, że naprawdę nie powinno mnie tu być.
- Bonnie, Katy ma czasem swoje fochy, nie ma się czym przejmować.
- Dokładnie. Nie raz wolała ślinić się do Nialla, niż porozmawiać ze mną, więc...
- Nie pójdziemy do Ally? - zapytała Jullie z miną, jakby miała się zaraz rozpłakać. Nie była rozpuszczonym dzieckiem, ale z pewnością chciała skorzystać z okazji i spotkać się z koleżanką, którą tak rzadko widywała. Nie chciałam, aby przeze mnie ją to minęło.
- Pójdziecie - odpowiedziałam. - Alex, nawet jeśli jesteś zła na Katy, to przecież nie jest wina Jullie i Ally.
Zaraz do drzwi ktoś zapukał i w domu pojawiła się dobrze znana mi Katy, kuzynka Liama, ze swoją młodszą siostrą. Obie były szeroko uśmiechnięte, kiedy zobaczyły Horanów. Uśmiech z ust tej starszej zgasł jednak, gdy zobaczyła mnie. Nie rozumiałam czemu. Nigdy nie kolegowałam się z nią zbyt mocno, ale kiedy bywała u Liama, podczas gdy również u niego byłam, nie miała problemu z moim towarzystwem. Teraz najwyraźniej było inaczej. Poprosiła na chwilę Alex i znikły w sąsiednim pokoju. Poczułam się niesamowicie głupio, jakbym została sama w całkowicie obcym towarzystwie, mimo że znałam zarówno Nialla, jak i Jullie. Kilka minut później blondynka wróciła, a Katy ciągnąc za rączkę Ally, opuściła dom, trzaskając za sobą drzwiami. Niall zmarszczył brwi i spojrzał w stronę korytarza, Alex skrzyżowała na piersiach ręce, a Jullie z niepokojem patrzyła na starszą siostrę.
- Co jest? - zapytał blondyn przerywając niezręczną ciszę.
Alex wzięła głęboki oddech próbując się uspokoić, ale ton jej głosu świadczył o tym, że na nic się to nie zdało.
- Katy jest na mnie obrażona, bo rzadko tu przyjeżdżam i chciała się mną nacieszyć, a przywiozłam ze sobą Bonnie i niby nie będziemy mogły normalnie porozmawiać.
- Mogę pójść na spacer, a ty... - zaczęłam, ale Niall mi przetrwał. Było mi niezręcznie, przeszkadzałam i wtedy poczułam, że naprawdę nie powinno mnie tu być.
- Bonnie, Katy ma czasem swoje fochy, nie ma się czym przejmować.
- Dokładnie. Nie raz wolała ślinić się do Nialla, niż porozmawiać ze mną, więc...
- Nie pójdziemy do Ally? - zapytała Jullie z miną, jakby miała się zaraz rozpłakać. Nie była rozpuszczonym dzieckiem, ale z pewnością chciała skorzystać z okazji i spotkać się z koleżanką, którą tak rzadko widywała. Nie chciałam, aby przeze mnie ją to minęło.
- Pójdziecie - odpowiedziałam. - Alex, nawet jeśli jesteś zła na Katy, to przecież nie jest wina Jullie i Ally.
Blondynka westchnęła spoglądając na dziewczynkę, która patrzyła na nią z nadzieją w oczach.
- Nie, Bonnie. Chciałam żebyś ze mną pojechała i nie zostawię cię samej w obcym domu, bo Katy ma okres! - odpowiedziała ze złością.
Nie wiedziałam co robić. Bądźmy szczerzy, nie chciałam, żeby Alex zostawiła mnie tu samą, ale widok Jullie łamał moje serce.
- Bonnie ma rację. Zabierz Jullie do Ally, a my znajdziemy sobie zajęcie - powiedział blondyn.
Alex przez chwilę na niego patrzyła, zapewne zastanawiając się czy powinna na to przystać, po czym uśmiechnęła się i wstała z fotela.
Alex przez chwilę na niego patrzyła, zapewne zastanawiając się czy powinna na to przystać, po czym uśmiechnęła się i wstała z fotela.
- Tylko żebym nie została ciocią - odpowiedziała. - Chodź, marudo - dodała w stronę Jullie, przystanęła w drzwiach czekając aż za nią pójdzie i posłała mi uśmiech.
Ja za to próbowałam zabić ją siłą woli.
Ja za to próbowałam zabić ją siłą woli.
- Chyba powinienem ograniczyć twoje kontakty z Louisem, ma na ciebie zły wpływ.
- Och, chciałam tylko rozluźnić atmosferę - wytłumaczyła się szybko. - Bonnie, przepraszam, że tak wyszło. Nie spodziewałam się, że Katy to taki rozwydrzony bachor.
- Co to znaczy rozwydrzony bachor? - zapytała dziewczynka, a ja nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
- Alex, uważaj na słowa! - skarcił siostrę Niall.
- Przepraszam, nic, Jullie, tylko nie powtarzaj tego Katy, ani Ally.
Kiedy Alex i Jullie opuściły dom, czułam się dziwnie i naprawdę żałowałam, że tu przyjechałam. Niall zaproponował mi byśmy poszli na spacer, a ja chętnie się na to zgodziłam. Był to prawdopodobnie jeden z ostatnich ciepłych dni tego roku i nie chciałam przesiedzieć go w domu. Liczyłam też, że słońce poprawi mi nieco samopoczucie po sytuacji z Katy. Zanim wyszliśmy na zewnątrz, przebrałam się w czarną koszulkę i ciemne jeansowe spodenki, do których dopasowałam również moje ulubione trampki.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam zaskoczona, kiedy blondyn prowadził mnie do jednego z budynków stojących na podwórku. - Myślałam, że idziemy się przejść po wsi.
- Och, Bonnie, uwierz mi, pokażę ci coś cudownego - odpowiedział nie zatrzymując się. - Bez skojarzeń - dodał.
- Żadnych nie miałam!
- Wolę się upewnić. Mieszkańcy Newcastle mają jakąś dziwną mentalność - powiedział otwierając kluczykiem kłódkę
- Czuję się obrażona. - Stanęłam w miejscu, czekając aż chłopak otworzy pomieszczenie.
- Gdybyś przebywała codziennie z Louisem, też miałabyś takie zdanie. Zresztą w sobotę nasłuchałem się przez ścianę Andrei i jej wywodów, czemu nie założyłaś tej seksownej, małej, czarnej, czy coś takiego.
Na moich policzkach automatycznie pojawiły się rumieńce, kiedy przypomniałam sobie co dokładnie mówiła brunetka i wiele bym oddała by tego teraz nie pamiętać. Cóż... jej zdaniem w tej sukience zrobiłabym na Liamie dobre wrażenie, odpowiedziałam jej wtedy, żeby przestała chrzanić głupoty. Była w wyjątkowo dobrym nastroju i stwierdziła, że jeśli nie chcę Liama to hm... to mogłabym takim strojem... w każdym razie wspomniała coś o spodniach Nialla. Często wymyślała takie głupie żarciki, dlatego po latach znajomości, nauczyłam się je po prostu ignorować, ale biorąc pod uwagę, że on to usłyszał, było to bardzo żenujące.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, mając zapewne niezły ubaw z mojej miny i machnął na mnie ręką bym weszła do tego czegoś... stodoły? Jednak przez życie w mieście miałam braki w edukacji.
- Podsłuchiwałeś! - zawołałam zszokowana.
- Uwierz mi, nie chciałem tego słyszeć, ale się nie dało. Andrea mówi dość głośno - wytłumaczył się - Zapraszam - ponownie machnął na mnie ręką, a ja weszłam do pomieszczenia, mając nadzieję, że ciemność jaka tu panowała, sprawi, że zapomni o moim istnieniu.
Dopiero po chwili wreszcie do mnie dotarło, że znajdowałam się prawdopodobnie w oborze. Dziwne, że nie usłyszałam tych chrumkających ciągle świń wcześniej. Byłam nieco zdziwiona, że chciał mi pokazać właśnie je, ale zaraz w drugim końcu pomieszczenia zauważyłam konie.
- O kurcze! - zawołałam, nie mogąc pohamować entuzjazmu i do nich podeszłam.
Jeden był kasztanowy, a drugi biały. Mimo, że miał taki niewinny wygląd i był mniejszy od swojego towarzysza, wydawał się wrogo do mnie nastawiony. Chciałam go pogłaskać, ale automatycznie cofnęłam rękę, kiedy zwierze na mnie prychnęło.
Niall zaśmiał się widząc moją reakcję.
- Wredna, jak właścicielka - powiedział, podchodząc do konia i głaszcząc go po pysku. Przed nim nie uciekała. - Musisz podejść do niej powoli... - zaczął.
- Wiesz, ja chyba wolę tego kasztanowego - odparłam, widząc, że jest spokojniejszy.
- Też wolę Joe.
- Joe?
- Joe i Olivia. Joe jest mój, a Olivia Alex.
- Ciekawe imiona - zironizowałam. Zaśmiałam się widząc, jak chłopak patrzy na mnie mrużąc ze złością oczy.
- W każdym razie musisz się zaprzyjaźnić z Olivią, bo jedziemy na przejażdżkę.
- O nie! Nie ma mowy. Ja nie umiem jeździć konno - powiedziałam, intuicyjnie robiąc krok do tyłu.
- To się nauczysz. Zaakceptuj mój genialny pomysł i chodź tu.
Niepewnie podeszłam i zbliżyłam dłoń do klaczy. Szybko ją jednak odsunęłam, kiedy jej zęby zacisnęły się w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowały się moje palce.
- Oliwia! - zganił ją Niall. - Uparty osioł! - dodał zbliżając twarz niebezpiecznie blisko głowy konia. - Spróbuj jeszcze raz. - skierował się do mnie.
- Chyba żartujesz. Lubię moje palce, nie chcę ich tracić - powiedziałam, zamierzając skrzyżować ręce na piersi, lecz chłopak złapał moją dłoń.
- Teraz cię nie ugryzie - powiedział cicho, wpatrując się w zwierzę i przycisnął nasze ręce do białej sierści. - Możesz ją pogłaskać - dodał, powoli się odsuwając.
Na początku nadal byłam jej niepewna, ale klacz pochyliła głowę, co jak twierdził Niall, świadczyło o tym, że mi zaufała i chyba miał rację, bo więcej mnie nie atakowała.
Wyczyściliśmy konie, nakarmiliśmy je, a potem Niall je osiodłał... ja nie potrafiłam, Olivia strasznie się kręciła. Wreszcie nastąpiła chwila, której tak się bałam, lecz zarazem byłam bardzo podekscytowana.
- Dasz radę wejść? - zapytał blondyn trzymając ręce w kieszeniach granatowych rybaczek.
- Cóż, z pewnością byłoby prościej, gdyby tak się nie wierciła, czy ona ma jakieś końskie ADHD? - zapytałam ze złością, kiedy po raz kolejny nie udało mi się wsiąść na siodło, bo klacz jak na złość, zrobiła krok w prawo, tym samym się ode mnie odsuwając. Zaskoczyłam ją, gdyż od razu ponowiłam próbę i dzięki temu wreszcie znalazłam się na jej grzbiecie.
- Jezu! Niall! Nie! Ja jednak nie chcę! - zaczęłam panikować - wolę się przejść, chcę na ziemię.. ona gdzieś idzie! - zawołałam przerażona wizją pędzącej Olivi i mojego upadku, jaką zdążyła już wykreować moja wyobraźnia.
- Nie kręć się, to i ona przestanie - powiedział spokojnie, podchodząc i stając obok mnie. - Ściskasz kostkami jej boki, a to dla konia znak, że ma ruszać, ściśnij jeszcze mocniej to ruszy galopem.
Uważnie go słuchałam i starałam się na bieżąco wykonywać jego polecenia, dlatego ścisnęłam boki zwierzęcia bardziej, zanim zorientowałam się, że żartował.
- Bonnie, to był sarkazm! - zawołał szybko i chwycił za lejce, zatrzymując konia.
- Bardzo jesteś zabawny - zironizowałam.
Zaśmiał się, podczas gdy ja byłam naprawdę przerażona.
- Dobra, słuchaj. Koń idzie tam, gdzie sięga jego wzrok. Kiedy chcesz skręcić w prawo, musisz nakierować jego głowę tak, żeby w tę stronę patrzył, więc prawą ręką przyciągasz lejce do siebie, lewej nie ruszasz.
- No co ty nie powiesz?
Przez chwilę milczał przeszywając mnie wzrokiem.
- Naprawdę jesteś pyskata, wiesz? - westchnął. - Spróbuj na pusto skręcić w lewo.
Pociągnęłam lejce z lewej strony do siebie.
- Okay, hamujesz ciągnąc za lejce z obu stron. Możemy jechać.
Myślałam, że żartuje, ale wsiadł na Joe i skierował się w stronę domu pani Horan.
- Ale... - zaczęłam nie wiedząc, co powiedzieć.
- Nawet Jullie to umie. Kostki, Bonnie, kostki.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do przodu, kurczowo trzymając się konia, żeby nie spaść. Po kilkunastu sekundach udało mi się nauczyć utrzymywać równowagę. Niall udawał, że na mnie nie patrzy, ale jechał blisko, pilnując pewnie, żebym nie zleciała i dzięki temu czułam się nieco bezpieczniej.
Kiedy rano tu jechaliśmy, zdążyłam zauważyć, że za domem jest ogród i jezioro, miałam nadzieję, że tam właśnie teraz się wybierzemy, dlatego też byłam rozczarowana, kiedy skręciliśmy przed domem w prawo, gdzie rosły jabłonie.
- Myślałam, że pojedziemy do ogrodu - przyznałam.
- Serio? Myślałaś, że pojedziemy końmi do ogrodu, który znajduje się tuż za domem? - ponownie się zaśmiał.
- Źle się wyraziłam, raczej miałam nadzieję. Myślę, że tam jest ciekawiej niż w sadzie.
- Może i masz rację, ale ogród zostawimy sobie na wieczór.
Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co myśleć. Wiedziałam, że jutrzejszy dzień jest dniem urodzin Nialla, ale to dzisiaj mieliśmy zrobić ognisko w ogrodzie, solenizant miał o tym nie wiedzieć. Zastanawiałam się, czy jakimś cudem przejrzał plan Alex, czy może chciał żebyśmy wyszli na spacer.
- Wiem, co kombinujecie - odpowiedział na moje niezadane pytanie.
Mina mi zrzedła. Staraliśmy się robić wszystko w tajemnicy i byłam zawiedziona, że nam nie wyszło.
- To znaczy domyślam się. Miałem się nie wygadać. Nie mów nikomu, proszę.
- Nie zamierzałam.
Jechaliśmy przez chwilę w ciszy. Po paru minutach wyjechaliśmy z sadu i znaleźliśmy się na piaszczystej ścieżce z wyraźnymi śladami po ciągniku. Stąd niedaleko było do łąki, na której się zatrzymaliśmy. Usiedliśmy pod starym dębem, a konie zajęły się trawą.
- To wszystko należy do twojej babci? - zapytałam spoglądając na pożółkły teren, gdzie niedawno rosło zapewne zboże.
- Coś ty, nie dałaby rady zająć się tym wszystkim. Po śmierci dziadka sprzedała ziemię sąsiadowi. Został jej tylko dom i ogromny ogród. To należy do rodziny Liama, ale nie mają nic przeciwko temu, żebyśmy tu przebywali - wyjaśnił. - Jak twoja ręka? - zapytał, po krótkiej ciszy jaka między nami zapadła. - Nie wdało ci się zakażenie?
Speszona spojrzałam na zakryty czarną bandanką nadgarstek, miałam nadzieję, że nie będzie o to pytał.
- Nie.
Ponownie zapadła między nami cisza.
- Wiesz co, Niall? Zauważyłam, że ty i Alex zawsze zmieniacie temat, kiedy musicie mówić coś o sobie.
- Wcale nie - odpowiedział przekonany o swojej racji.
- Tak. Chociażby wtedy... kiedy do mnie przyszedłeś, jak zapytałam czy tęsknisz za Londynem, powiedziałeś, że to dłuższa historia i musisz już iść.
- Było późno, Bonnie i... to nie jest tajemnica, ale nie lubię o tym mówić - przyznał.
- Też nie lubię, ale muszę.
Przez chwilę wpatrywał się w horyzont, milcząc, po czym wbił wzrok ziemię.
- Wiesz, rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Przyjaciele i moja dziewczyna również, ale wiedziałem, że oni mogą odejść, a rodzina będzie ze mną do końca życia. Mimo wszystko, kiedy Alex po kolejnej wizycie w szpitalu zaproponowała, żebyśmy się wyprowadzili, przekonując, że wreszcie będę mógł uczyć się tam, gdzie chciałem, nie byłem z tego do końca zadowolony. Nie było to konieczne, a ja nie chciałem wyjeżdżać. Po tygodniu podjąłem wstępną decyzję, pomyślałem, że to moja jedyna szansa i wygadałem się mojemu najlepszemu przyjacielowi, Davidowi. Nie ukrywam, byłem trochę zaskoczony, kiedy mnie poparł i powiedział, że powinienem iść za marzeniami. Nadal się nad tym zastanawiałem, lecz postanowiłem iść do mojej dziewczyny, uznałem, że powinna wiedzieć. - Przerwał na chwilę i przełknął ślinę nadal wpatrując się w ziemię. - Zastałem ją w łóżku z Davidem. Czekałem aż którekolwiek zacznie się głupio tłumaczyć, ale nic takiego nie nastąpiło. Lilly powiedziała, że to i tak nie ma znaczenia, skoro wyjeżdżam - zerwał źdźbło trawy i nerwowo zaczął się nim bawić, unikając kontaktu wzrokowego. Po raz pierwszy widziałam go smutnego.
- I nie brakuje ci ich? - zapytałam.
- Nie powinno. Wydaje mi się, że to trwało jeszcze zanim Alex wpadła na ten pomysł. Nie chciałem zostać młodym tatusiem, a Lilly, cóż... była rozrywkową dziewczyną.
- Nie powinno, ale brakuje - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Masz rację, ale... poznałem tu mnóstwo ludzi, zacząłem szkołę, wreszcie mogę tworzyć muzykę bez poczucia, że to i tak bez sensu, bo teraz mam szansę się rozwijać... to mnie zajmuje i... zapominam o nich. Powoli zapominam.
Jego historia przypominała mi trochę moją. Stracił dziewczynę i przyjaciela i, nie oszukujmy się, w okrutniejszy sposób niż ja. W najgorszej chwili życia zawiodły nas najbliższe osoby.
- Alex wpadła na pomysł z przeprowadzką? - dopytałam.
Oboje patrzyliśmy na roztaczający się przed nami krajobraz.
- Tak. Wiedziała, że nie mogę się pogodzić z tym, że mam iść na studia ekonomiczne, a jest córeczką tatusia, więc ojciec spełnia praktycznie każdą jej zachciankę. Udawała, że jej się pogarsza, nawet mama nam w tym pomagała i oficjalnie to ona zaproponowała byśmy się wynieśli, udawała nawet, że jest mną zawiedziona, że wykorzystuję sytuację. W rzeczywistości ta przeprowadzka była spowodowana tylko i wyłącznie mną.
*"Restart" ~ Sam Smith
- Och, chciałam tylko rozluźnić atmosferę - wytłumaczyła się szybko. - Bonnie, przepraszam, że tak wyszło. Nie spodziewałam się, że Katy to taki rozwydrzony bachor.
- Co to znaczy rozwydrzony bachor? - zapytała dziewczynka, a ja nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
- Alex, uważaj na słowa! - skarcił siostrę Niall.
- Przepraszam, nic, Jullie, tylko nie powtarzaj tego Katy, ani Ally.
Kiedy Alex i Jullie opuściły dom, czułam się dziwnie i naprawdę żałowałam, że tu przyjechałam. Niall zaproponował mi byśmy poszli na spacer, a ja chętnie się na to zgodziłam. Był to prawdopodobnie jeden z ostatnich ciepłych dni tego roku i nie chciałam przesiedzieć go w domu. Liczyłam też, że słońce poprawi mi nieco samopoczucie po sytuacji z Katy. Zanim wyszliśmy na zewnątrz, przebrałam się w czarną koszulkę i ciemne jeansowe spodenki, do których dopasowałam również moje ulubione trampki.
- Gdzie my idziemy? - zapytałam zaskoczona, kiedy blondyn prowadził mnie do jednego z budynków stojących na podwórku. - Myślałam, że idziemy się przejść po wsi.
- Och, Bonnie, uwierz mi, pokażę ci coś cudownego - odpowiedział nie zatrzymując się. - Bez skojarzeń - dodał.
- Żadnych nie miałam!
- Wolę się upewnić. Mieszkańcy Newcastle mają jakąś dziwną mentalność - powiedział otwierając kluczykiem kłódkę
- Czuję się obrażona. - Stanęłam w miejscu, czekając aż chłopak otworzy pomieszczenie.
- Gdybyś przebywała codziennie z Louisem, też miałabyś takie zdanie. Zresztą w sobotę nasłuchałem się przez ścianę Andrei i jej wywodów, czemu nie założyłaś tej seksownej, małej, czarnej, czy coś takiego.
Na moich policzkach automatycznie pojawiły się rumieńce, kiedy przypomniałam sobie co dokładnie mówiła brunetka i wiele bym oddała by tego teraz nie pamiętać. Cóż... jej zdaniem w tej sukience zrobiłabym na Liamie dobre wrażenie, odpowiedziałam jej wtedy, żeby przestała chrzanić głupoty. Była w wyjątkowo dobrym nastroju i stwierdziła, że jeśli nie chcę Liama to hm... to mogłabym takim strojem... w każdym razie wspomniała coś o spodniach Nialla. Często wymyślała takie głupie żarciki, dlatego po latach znajomości, nauczyłam się je po prostu ignorować, ale biorąc pod uwagę, że on to usłyszał, było to bardzo żenujące.
Chłopak uśmiechnął się do mnie, mając zapewne niezły ubaw z mojej miny i machnął na mnie ręką bym weszła do tego czegoś... stodoły? Jednak przez życie w mieście miałam braki w edukacji.
- Podsłuchiwałeś! - zawołałam zszokowana.
- Uwierz mi, nie chciałem tego słyszeć, ale się nie dało. Andrea mówi dość głośno - wytłumaczył się - Zapraszam - ponownie machnął na mnie ręką, a ja weszłam do pomieszczenia, mając nadzieję, że ciemność jaka tu panowała, sprawi, że zapomni o moim istnieniu.
Dopiero po chwili wreszcie do mnie dotarło, że znajdowałam się prawdopodobnie w oborze. Dziwne, że nie usłyszałam tych chrumkających ciągle świń wcześniej. Byłam nieco zdziwiona, że chciał mi pokazać właśnie je, ale zaraz w drugim końcu pomieszczenia zauważyłam konie.
- O kurcze! - zawołałam, nie mogąc pohamować entuzjazmu i do nich podeszłam.
Jeden był kasztanowy, a drugi biały. Mimo, że miał taki niewinny wygląd i był mniejszy od swojego towarzysza, wydawał się wrogo do mnie nastawiony. Chciałam go pogłaskać, ale automatycznie cofnęłam rękę, kiedy zwierze na mnie prychnęło.
Niall zaśmiał się widząc moją reakcję.
- Wredna, jak właścicielka - powiedział, podchodząc do konia i głaszcząc go po pysku. Przed nim nie uciekała. - Musisz podejść do niej powoli... - zaczął.
- Wiesz, ja chyba wolę tego kasztanowego - odparłam, widząc, że jest spokojniejszy.
- Też wolę Joe.
- Joe?
- Joe i Olivia. Joe jest mój, a Olivia Alex.
- Ciekawe imiona - zironizowałam. Zaśmiałam się widząc, jak chłopak patrzy na mnie mrużąc ze złością oczy.
- W każdym razie musisz się zaprzyjaźnić z Olivią, bo jedziemy na przejażdżkę.
- O nie! Nie ma mowy. Ja nie umiem jeździć konno - powiedziałam, intuicyjnie robiąc krok do tyłu.
- To się nauczysz. Zaakceptuj mój genialny pomysł i chodź tu.
Niepewnie podeszłam i zbliżyłam dłoń do klaczy. Szybko ją jednak odsunęłam, kiedy jej zęby zacisnęły się w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowały się moje palce.
- Oliwia! - zganił ją Niall. - Uparty osioł! - dodał zbliżając twarz niebezpiecznie blisko głowy konia. - Spróbuj jeszcze raz. - skierował się do mnie.
- Chyba żartujesz. Lubię moje palce, nie chcę ich tracić - powiedziałam, zamierzając skrzyżować ręce na piersi, lecz chłopak złapał moją dłoń.
- Teraz cię nie ugryzie - powiedział cicho, wpatrując się w zwierzę i przycisnął nasze ręce do białej sierści. - Możesz ją pogłaskać - dodał, powoli się odsuwając.
Na początku nadal byłam jej niepewna, ale klacz pochyliła głowę, co jak twierdził Niall, świadczyło o tym, że mi zaufała i chyba miał rację, bo więcej mnie nie atakowała.
Wyczyściliśmy konie, nakarmiliśmy je, a potem Niall je osiodłał... ja nie potrafiłam, Olivia strasznie się kręciła. Wreszcie nastąpiła chwila, której tak się bałam, lecz zarazem byłam bardzo podekscytowana.
- Dasz radę wejść? - zapytał blondyn trzymając ręce w kieszeniach granatowych rybaczek.
- Cóż, z pewnością byłoby prościej, gdyby tak się nie wierciła, czy ona ma jakieś końskie ADHD? - zapytałam ze złością, kiedy po raz kolejny nie udało mi się wsiąść na siodło, bo klacz jak na złość, zrobiła krok w prawo, tym samym się ode mnie odsuwając. Zaskoczyłam ją, gdyż od razu ponowiłam próbę i dzięki temu wreszcie znalazłam się na jej grzbiecie.
- Jezu! Niall! Nie! Ja jednak nie chcę! - zaczęłam panikować - wolę się przejść, chcę na ziemię.. ona gdzieś idzie! - zawołałam przerażona wizją pędzącej Olivi i mojego upadku, jaką zdążyła już wykreować moja wyobraźnia.
- Nie kręć się, to i ona przestanie - powiedział spokojnie, podchodząc i stając obok mnie. - Ściskasz kostkami jej boki, a to dla konia znak, że ma ruszać, ściśnij jeszcze mocniej to ruszy galopem.
Uważnie go słuchałam i starałam się na bieżąco wykonywać jego polecenia, dlatego ścisnęłam boki zwierzęcia bardziej, zanim zorientowałam się, że żartował.
- Bonnie, to był sarkazm! - zawołał szybko i chwycił za lejce, zatrzymując konia.
- Bardzo jesteś zabawny - zironizowałam.
Zaśmiał się, podczas gdy ja byłam naprawdę przerażona.
- Dobra, słuchaj. Koń idzie tam, gdzie sięga jego wzrok. Kiedy chcesz skręcić w prawo, musisz nakierować jego głowę tak, żeby w tę stronę patrzył, więc prawą ręką przyciągasz lejce do siebie, lewej nie ruszasz.
- No co ty nie powiesz?
Przez chwilę milczał przeszywając mnie wzrokiem.
- Naprawdę jesteś pyskata, wiesz? - westchnął. - Spróbuj na pusto skręcić w lewo.
Pociągnęłam lejce z lewej strony do siebie.
- Okay, hamujesz ciągnąc za lejce z obu stron. Możemy jechać.
Myślałam, że żartuje, ale wsiadł na Joe i skierował się w stronę domu pani Horan.
- Ale... - zaczęłam nie wiedząc, co powiedzieć.
- Nawet Jullie to umie. Kostki, Bonnie, kostki.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do przodu, kurczowo trzymając się konia, żeby nie spaść. Po kilkunastu sekundach udało mi się nauczyć utrzymywać równowagę. Niall udawał, że na mnie nie patrzy, ale jechał blisko, pilnując pewnie, żebym nie zleciała i dzięki temu czułam się nieco bezpieczniej.
Kiedy rano tu jechaliśmy, zdążyłam zauważyć, że za domem jest ogród i jezioro, miałam nadzieję, że tam właśnie teraz się wybierzemy, dlatego też byłam rozczarowana, kiedy skręciliśmy przed domem w prawo, gdzie rosły jabłonie.
- Myślałam, że pojedziemy do ogrodu - przyznałam.
- Serio? Myślałaś, że pojedziemy końmi do ogrodu, który znajduje się tuż za domem? - ponownie się zaśmiał.
- Źle się wyraziłam, raczej miałam nadzieję. Myślę, że tam jest ciekawiej niż w sadzie.
- Może i masz rację, ale ogród zostawimy sobie na wieczór.
Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co myśleć. Wiedziałam, że jutrzejszy dzień jest dniem urodzin Nialla, ale to dzisiaj mieliśmy zrobić ognisko w ogrodzie, solenizant miał o tym nie wiedzieć. Zastanawiałam się, czy jakimś cudem przejrzał plan Alex, czy może chciał żebyśmy wyszli na spacer.
- Wiem, co kombinujecie - odpowiedział na moje niezadane pytanie.
Mina mi zrzedła. Staraliśmy się robić wszystko w tajemnicy i byłam zawiedziona, że nam nie wyszło.
- To znaczy domyślam się. Miałem się nie wygadać. Nie mów nikomu, proszę.
- Nie zamierzałam.
Jechaliśmy przez chwilę w ciszy. Po paru minutach wyjechaliśmy z sadu i znaleźliśmy się na piaszczystej ścieżce z wyraźnymi śladami po ciągniku. Stąd niedaleko było do łąki, na której się zatrzymaliśmy. Usiedliśmy pod starym dębem, a konie zajęły się trawą.
- To wszystko należy do twojej babci? - zapytałam spoglądając na pożółkły teren, gdzie niedawno rosło zapewne zboże.
- Coś ty, nie dałaby rady zająć się tym wszystkim. Po śmierci dziadka sprzedała ziemię sąsiadowi. Został jej tylko dom i ogromny ogród. To należy do rodziny Liama, ale nie mają nic przeciwko temu, żebyśmy tu przebywali - wyjaśnił. - Jak twoja ręka? - zapytał, po krótkiej ciszy jaka między nami zapadła. - Nie wdało ci się zakażenie?
Speszona spojrzałam na zakryty czarną bandanką nadgarstek, miałam nadzieję, że nie będzie o to pytał.
- Nie.
Ponownie zapadła między nami cisza.
- Wiesz co, Niall? Zauważyłam, że ty i Alex zawsze zmieniacie temat, kiedy musicie mówić coś o sobie.
- Wcale nie - odpowiedział przekonany o swojej racji.
- Tak. Chociażby wtedy... kiedy do mnie przyszedłeś, jak zapytałam czy tęsknisz za Londynem, powiedziałeś, że to dłuższa historia i musisz już iść.
- Było późno, Bonnie i... to nie jest tajemnica, ale nie lubię o tym mówić - przyznał.
- Też nie lubię, ale muszę.
Przez chwilę wpatrywał się w horyzont, milcząc, po czym wbił wzrok ziemię.
- Wiesz, rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Przyjaciele i moja dziewczyna również, ale wiedziałem, że oni mogą odejść, a rodzina będzie ze mną do końca życia. Mimo wszystko, kiedy Alex po kolejnej wizycie w szpitalu zaproponowała, żebyśmy się wyprowadzili, przekonując, że wreszcie będę mógł uczyć się tam, gdzie chciałem, nie byłem z tego do końca zadowolony. Nie było to konieczne, a ja nie chciałem wyjeżdżać. Po tygodniu podjąłem wstępną decyzję, pomyślałem, że to moja jedyna szansa i wygadałem się mojemu najlepszemu przyjacielowi, Davidowi. Nie ukrywam, byłem trochę zaskoczony, kiedy mnie poparł i powiedział, że powinienem iść za marzeniami. Nadal się nad tym zastanawiałem, lecz postanowiłem iść do mojej dziewczyny, uznałem, że powinna wiedzieć. - Przerwał na chwilę i przełknął ślinę nadal wpatrując się w ziemię. - Zastałem ją w łóżku z Davidem. Czekałem aż którekolwiek zacznie się głupio tłumaczyć, ale nic takiego nie nastąpiło. Lilly powiedziała, że to i tak nie ma znaczenia, skoro wyjeżdżam - zerwał źdźbło trawy i nerwowo zaczął się nim bawić, unikając kontaktu wzrokowego. Po raz pierwszy widziałam go smutnego.
- I nie brakuje ci ich? - zapytałam.
- Nie powinno. Wydaje mi się, że to trwało jeszcze zanim Alex wpadła na ten pomysł. Nie chciałem zostać młodym tatusiem, a Lilly, cóż... była rozrywkową dziewczyną.
- Nie powinno, ale brakuje - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Masz rację, ale... poznałem tu mnóstwo ludzi, zacząłem szkołę, wreszcie mogę tworzyć muzykę bez poczucia, że to i tak bez sensu, bo teraz mam szansę się rozwijać... to mnie zajmuje i... zapominam o nich. Powoli zapominam.
Jego historia przypominała mi trochę moją. Stracił dziewczynę i przyjaciela i, nie oszukujmy się, w okrutniejszy sposób niż ja. W najgorszej chwili życia zawiodły nas najbliższe osoby.
- Alex wpadła na pomysł z przeprowadzką? - dopytałam.
Oboje patrzyliśmy na roztaczający się przed nami krajobraz.
- Tak. Wiedziała, że nie mogę się pogodzić z tym, że mam iść na studia ekonomiczne, a jest córeczką tatusia, więc ojciec spełnia praktycznie każdą jej zachciankę. Udawała, że jej się pogarsza, nawet mama nam w tym pomagała i oficjalnie to ona zaproponowała byśmy się wynieśli, udawała nawet, że jest mną zawiedziona, że wykorzystuję sytuację. W rzeczywistości ta przeprowadzka była spowodowana tylko i wyłącznie mną.
*"Restart" ~ Sam Smith
cudowny *-*
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie Twoja wiedza o koniach, ale o to dopytam innym razem. Kurczę, jak ja bym chciała jeździć konno. Chwała Jullie, że tak przepada za koleżanką i Bonnie (wcale się nie zastanawiałam nad jej imieniem) mogła spędzić ten dzień z Niallem. Mówiłam już, jak ja uwielbiam Nialla? Jest tutaj jakiś taki inny i podoba mi się ta wersja. Historia z Londynu (nie pokopałam chyba? bo wiesz, jest późno) nieprzyjemna, ale niestety zgodna z realiami. Przykre, że w ogóle się zadawał z taką laską. Jejku, aż czuję promienie słońca na skórze i słyszę łagodny szum liści na drzewach. Chyba zaczynam tęsknić za latem. A teraz czekam na party z okazji urodzin Nialla. Niech mi główna bohaterka da całusa z tej okazji, albo dwa! Swoją drogą, Louis to chyba taki demoralizator jak ja dawniej. Ach, jak przyjemnie się to czyta :)
OdpowiedzUsuńjemu ma dać całusa, a nie mi! co za telefon..
UsuńKurde, to jest jeden z moich ulubionych rozdziałów!
OdpowiedzUsuńTe konie to był genialny pomysł. Chciałabym kiedyś spróbować na nich pojeździć, a już z Niallem to już w ogóle. Naprawdę super pomysł miałaś xd mam wrażenie, że jesteś fanką koni, bo dość sporo wiesz, a może tak mi się wydaje :-)
Reszta rozdziału też jest świetna :-*